Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

gałka muszkatołowa- bardzo dziwny napływ wspomnień.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Bodajże 3,5 orzecha
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Lekki strach, niepewność, niedowierzanie.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Na tamtą chwilę- żadne.

gałka muszkatołowa- bardzo dziwny napływ wspomnień.

Witam szanownych towarzyszy, dzisiaj postanowiłem opisać wam moje dawne przeżycie- pierwsze kontakty z gałką muszkatołową. Wcześniej myślałem, że nie ma nawet co opisywać, bo trzymało mnie zaledwie 3-4 godziny, ale po czasie dochodzę do wniosku, że jednak było to coś na swój sposób wspaniałego.

Kiedy zdarzenie to miało miejsce, byłem jeszcze świeżakiem, nie wiedziałem praktycznie nic o narkotykach, nie kosztowałem nigdy marihuany, a moje postrzeganie świata było nieco węższe niż teraz. Nieco... dobre sobie, było masakrastycznie inne! A kiedy to było? Prawie rok temu, bo w wakacje. Nieźle mi się ten czas dłuży- myślałem, że już będzie z dwa lata, ale po dokładnej analizie swoich wakacji dochodzę do szokującego wniosku, że dopiero rok temu skosztowałem pierwszego narkotyku xD Chyba że liczyć fentanyl (głupi jaś), bo miałem operację w wieku 10 lat i po głupim jasiu jest taka mini faza ;) Tak, przypomniałem sobie teraz dokładnie, co i jak! Rok temu... och, czas się dłuży! Tyle tytułem wstępu. Teraz do opisu:

Pierwszy, nieudany eksperyment:

Wraz z Kleofasem (zmienione imię) przeczytaliśmy pewnego dnia o tanim, legalnym substytucie trawki. No, teraz już wiem, że to nie za bardzo substytut trawki, chociaż na pewnych płaszczyznach ma działanie podobne do zioła. Wtedy jednak, jak wspomniałem, wiedziałem mało o świecie psychodeli :D Podjarałem się jak nie wiem co, nawet proponowałem kolegom z klasy, żeby ze mną poeksperymentowali, ale oni nie chcieli. Tylko Kleofas- oddany przyjaciel odważył się ze mną zjeść gałkę.

Jakiś tydzień po rozpoczęciu wakacji zarzuciliśmy gałkę, ale popełniliśmy nieświadomie dwa okropne błędy. Po pierwsze zakupioną gałkę trzymaliśmy tydzień w papierowym opakowaniu, a dopiero, potem gdy nastał dzień właściwy- zjedliśmy. Papier wchłania aktywny sok xD Po drugie- starłem gałkę na tarce wprost na deskę do krojenia- deska jeszcze mocniej wchłania sok.

Ja zapakowałem swoje starte fusy do kapsułek po kreatynie, a Kleofas wypił swoje w postaci rzygogennego wywaru.

Przed zażyciem czułem się strasznie podekscytowany, bałem się lekko, że coś pójdzie nie tak. Jednak gdy po 3 godzinach nie przyszły żadne efekty, czułem się lekko rozczarowany.

Po czterech zacząłem coś czuć- jakbym się napił dwóch piw. Słabizna! Miałem bardziej twórcze myśli, lepszy humor i nic więcej. Kleofas to samo. Ostatecznie po 9 godzinach wkur**ony wróciłem do swojego domu i on do swojego- bo wcześniej byliśmy między innymi u kolegi- Porfiriusza (imię zmienione)

 

Druga próba- działa!

Jako że są z nas ambitne chłopoki, spróbowaliśmy jeszcze raz, po upływie 3 tygodni. Tym razem Kleofas zjadł zamiast czterech i pół gałki- sześć i pół. Ja zarzuciłem 3 i pół.

Tym razem spożyliśmy gałkę od razu po dokonaniu zakupu, ale znowu popełniony błąd- starliśmy ją na deskę do krojenia. Oboje zjedliśmy te niefajne fusy w kapsułkach- zero dolegliwości żołądkowych.

Kleofas i jego kuzyn spędzili u mnie jakieś 3 godziny, oglądaliśmy doktora House. Nie odczułem specjalnie żadnych efektów, miałem jedynie leciutką zamułę, ale myślałem, że placebo, więc nie mówiłem nikomu.

Pojechaliśmy na boisko i tam się właściwie zaczęło robić lepiej- energia do gry w piłkę nożną mnie rozpierała. Nigdy nie byłem w to dobry, ale chciałem się po prostu ruszać. Bieg odbierałem jako przyjemniejszy, ruch sprawiał, że czułem się tak jakoś swobodnie. Przytłumił się mój samokrytycyzm- a co tam, że nie trafiam w bramkę i mają ze mnie polewkę :D Do tego miałem dużo lepszy refleks.

Energia po jakichś 3 godzinach szalonego odpier**ania na boisku ze mnie zeszła. Kleofas biegał dużo mniej ode mnie, choć to on jest tu zarąbisty w piłkę. Leżał na ławce i mówił, że mocno pobudziła mu się wyobraźnia- chmury, a raczej ich obserwacja stała się przyjemniejsza i ciało mu się wyluzowało.

Kiedy odpoczywałem na ławce obok Kleofasa, z rozczarowaniem stwierdziłem, że minęło już 6 godzin i dalej nic. Wróciłem na boisko i wtedy poczułem coś fajnego: złudzenie dotykowe, że chodzą mi po ręce mrówki. Bardzo autentyczne. Ucieszyłem się niezmiernie. Czułem, że może jednak się uda- może już się wkręca!

Minęło kolejne dwie godziny, w sumie ponad osiem od zażycia. Stwierdzamy wspólnie, że gałka to najgorszy szajs i nie ma co próbować- jedziemy każdy do swojego domu. Susza w ustach, zmęczenie od biegania, rozczarowanie... ech, jadę sobie rowerkiem...

>>>I TU ZACZYNA SIĘ GAŁKOWY TRIP<<<

...i nagle stwierdzam, że świat faktycznie stał się jakiś taki ciekawszy! Nie wiem jeszcze, o co chodzi, czuję się podjarany. Chmury stały się piękne, nie mogłem oderwać od nich oczu. Szosa poruszała się jakby wolniej, myśli przyśpieszyły, widzę więcej skojarzeń. Mówię sobie, że to placebo. Nie oczekuję wiele, abym się potem nie rozczarował. Kolory nabierają intensywności.

Wchodzę do domu, szybko piję wodę i robię sobie kanapki. Siadam przed laptopem siostry w jej pokoju, bo miała akurat wolny. Chciałem zacząć pisać artykuł. Nagle mnie uderza wielka fala gorąca. Robię się czerwony, oblewa mnie pot. Myślę: O wspaniale, coś niedobrego mi zaraz odjebie!

Nie mogę napisać nawet jednego zdania- myśli robią się totalnie rozproszone. Zero koncentracji. Resztkami sił odpowiadam mamie, która zauważyła, że jestem czerwony, że dużo biegałem na boisku. Szybko idę do swojego pokoju. Zaczynam w ciul nie ogarniać.

W pokoju na kompie stacjonarnym siedzi oczywiście wujek. Pyta mnie, czy mam jakąś fazę od tej gałki. Twierdzi, że to szajs i dałem się nabrać.

-O k**wa, właśnie mnie łapie. Hehehehe mam! Mam coś, ale dziwnie!

-No tak, masz fazę po gałce, haha, nie rób sobie jaj!

-Ufff serio, gorąco mi i takie myśli mam...

-Pier**lisz farmazony, nie możesz mieć fazy i wiedzieć o tym!

-Hahaha teraz to ty pier**lisz, a jak się alko napijesz, to wsiadasz do samochodu i kierujesz, czy wiesz, że coś jest nie halo?

-Nooo... a tam, nieważne. Oglądamy The Walking Dead?

-Yhym, można.

W tym momencie zaczynam tracić kontakt ze światem zewnętrznym. Zapadam się w głębie myśli i własnych wspomnień. Wraz z usadowieniem się na fotelu, tracę zdolność oceny czasu i alaniny rzeczywistości. Nie pamiętam żadnego odcinka TWD, tylko jeden fragment, w którym na drzewie była pokazana obdarta kora, a ja się pytałem wujka, co tam do cholery jest napisane i kazałem mu cofnąć xD Nic tam nie było, żadnego napisu. Śmiał się ze mnie.

I teraz najlepsze: Zapadam się w świat własnych wspomnień. Nie widzę już świata rzeczywistego- przed oczyma przelatują mi obrazy tego, co było dawnooo temu. Przypominam sobie nagle w ciul rzeczy. Co dwie sekundy coś nowego, a może nawet częściej. Przypominam sobie ze stu procentową dokładnością odczucia z danego odcinka czasu w moim życiu- jakbym na powrót tam się znalazł! Czuję się wspaniale! Przypomniałem sobie tyle tego, że aż zafascynowała mnie zdolność mojego mózgu i ukryty potencjał drzemiący w pamięci.

No mówię wam, jakbym od nowa pół swojego życia przeżył, kilkusekundowe odcinki pokazujące mi czas dzieciństwa cały czas się zmieniały na nowe, a mną zawładnęła myśl „O ku**a, pamiętam to! I to! I to! Jezu, pamiętam to! Ha ha ha, ale to było fajne, jak mogłem tego zapomnieć!?” Zaraz niestety wszystko ulatywało. Nie dane mi było cieszyć się jednym wspomnieniem dłużej niż kilka sekund, bo zaraz rozpraszało mnie nowe!

Nagle ocknąłem się gdzieś w ciemności. Myślę: Gdzie ja kurde jestem?! Aha, to mój pokój, tylko mi się strasznie pomieszało ustawienie przedmiotów.

Wujek się pyta:

-Ty, co ci jest?

-He he!

-Masz jakieś fazy po tej gałce?

-Hehehehe! Ja pierdzielę! Ja pierdzielę!

-Wyglądasz jakbyś się jakiegoś zioła napalił xD

-Ha! Ha ha! Ile czasu minęło?!

-No... z dwie godziny.

-Ja pier**lę. Wydawało mi się, że już jest co najmniej jutro!

-Haha! Co czujesz? Jak to jest na gałce, opowiedz!

-Dziwne... dziwne to było, o ku**a!

-Ale co dokładnie.

-Nie wiem, cicho, podaj mi wody, bo strasznie suszy!

 

Piję wodę. Piję dużo wody. Nic nie jest w stanie zatrzymać tej suchości w gardle. Dotykam swojego podniebienia palcem i wchodzę ręką coraz głębiej... po ciul ja to robię?! Nagle dotknąłem swojego migdałka! Kompletny brak odruchu wymiotnego! Jaki dziwny stan. Bawię się swoim migdałkiem, jak małe nieświadome dziecko bawiące się żyletką...

Nagle nachodzi myśl: Co ty robisz popierdolcu?! Migdałka sobie urwiesz albo coś! Nie mogłem się jednak powstrzymać i dalej się nim bawiłem xD Potem dotknąłem swojego kręgu szyjnego. Autentyka, poczułem kość spowitą cienką warstwą nabłonka. To już mnie totalnie przestraszyło, bo bałem się, że jak mogę tak głęboko sięgnąć ręką, to w końcu ją połknę :D

Piję i piję, nawilżam sobie oczy nasączonymi wodą wacikami- oczy też są suche, mocno czerwone. Wujek coś się mnie pyta, a ja tylko śmieję się jak najarany. Znowu odpływam w stan wspomnień. Fantastycznie, fantastycznie jest w świecie przeszłości! W świecie przypomnienia sobie tego, co już dawno się zapomniało!

Budzi mnie z tego stanu wujek, jest coś koło godziny 23. Obliczyłem, że trzyma mnie w sumie jakieś 3,5 godziny, a czuję się, jakbym spędził kilka dni w letargu cielesnym, jednocześnie aktywując zajebiście swoje neurony. Idę się wylać, cały dom wydaje się obcy, cała jawa wydaje się świadomym snem. Sprawdzałem nawet czy śnię, poprzez próbę oddychania z zatkanym nosem (można się tak zorientować, że się śni, bo we śnie się da oddychać ;)). Idę do łóżka. Jest strasznie dziwnie. Rzeczywistość jest senną mgłą. Mój pokój jest położony gdzie indziej, mam te charakterystyczne na gałce uczucie obcości i derealizacji. Do tego absolutna susza w nosie i japie. Nie chciało mi się kąpać, nie chciało mi się jeść, ani myć zębów, ani z nikim rozmawiać. Jeb do łóżka.

Obudziłem się bez żadnego kaca, nie bolała mnie głowa, ale pić się chciało bardzo ;)

KONIEC

 

Celem głównym tego raporciku jest przesłanie do gałkowych eksperymentatorów- nie oceniajcie po jednej próbie. Ta próba była dla mnie całkiem fajnym stanem. Próbę trzecią i czwarta przeżyłem jeszcze ciekawiej, ale to już opisałem w swoich raportach z dawna. Gałka na każdego zadział inaczej, jednak po jednym niewypale nie warto się zrażać.

Każda substancja może być zarówno twoim wrogiem, jak i przyjacielem. Do mnie muszkatołowiec korzenny jest definitywnie nastawiony przyjacielsko :D

Zalecam we wszystkim umiar i rozwagę. Próbujący gałki muszą się liczyć z masą nie do końca fajnych pobocznych efektów, ale też z możliwością odkrycia czegoś zupełnie nowego.

Kurde, znowu długi report wyszedł, a bałem się, co można napisać =D Na razie!

 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Lekki strach, niepewność, niedowierzanie.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Na tamtą chwilę- żadne.
Dawkowanie: 
Bodajże 3,5 orzecha
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media