Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

koszmar

koszmar

czy mogłabyś opisać warunki w jakich zażyłaś herbatkę bieluniową? mam na myśli dawkę, sposób jej przygotowania, skąd udało Ci się to wytrzasnąć, czy poczyniłaś jakieś specjalne przygotowania przed wycieczką, w sensie diety itp.


A więc niech będzie... choć muszę przyznać, że tym razem czeka mnie ciężkie zadanie. Dlaczego? Bo pamiętam z tego przeżycia góra 1/3 a i tak nie jestem pewna co z tego jest przeżyciem realnym, a co wytworem mego umysłu. Wyjaśnienia i relacja moich przyjaciół wcale nie rozjaśniają sprawy.


Nie polecam nikomu bielunia, raczej z całego serca odradzam. To co przeżyłam, jest chyba największym koszmarem mego życia. Już wiem jak muszą się czuć ludzie dotknięci schizofrenią. Niczego człowiek nie jest pewien, wszystko wydaje się tak cholernie realne, nic nie dziwi. Pamiętam wydarzenia, które się nie wydarzyły i wydarzyć się nie mogły, działo się wiele rzeczy, których nie pamiętam, dziwne stany nieświadomosci. Przeplatająca się realność - stany gdy byłam świadoma otaczającego mnie świata i tego że znajduję się pod wpływem bielunia z stanami, które były dla mnie realne ale byly majakami gdy nie pamiętałam że brałam bieluń.


Jeżeli chcecie przeżyć koszmar... to proszę, ale ja więcej tego świństwa nie wezmę. Wolę cudowność światów po kwasie. Z 12 osób zarzucających bieluń, 3 są teraz na leczeniu, 5 nie jest już tymi samymi którymi byli... reszta wyszła jakoś bez szwanku, mam nadzieję, że ja pozostanę w gronie tych ostatnich.


A wiec tak...


Skąd wzięłam - to proste, nazbieraliśmy któregoś wieczoru liści datury. Wszelkie dostępne mi źródła (opowieści znajomych, legendy, podania ludowe zalecają by liście zbierać wieczorem(?) w okresie gdy od przynajmniej tygodnia nie padał deszcz i co podobno najważniejsze w okresie gdy bieluń nie wydał jeszcze owoców. Podejrzewam, że ma to związek z zawartością czynnych substancji w tej roślinie. Ale są to tylko moje domysły.


Dawka - 1 pełna łyżeczka (średniej wielkości coś pomiędzy ł. do herbaty a ł. do zupy)


Przyrządzanie - liście suszone w ciemnym, przewiewnym, w miarę chłodnym pomieszczeniu, rozdrobnione do konsystencji herbaty liściastej sprzedawanej w sklepach. Łyżeczka tego suszu zalana wodą o temperaturze ok. 96 stopni tak jak wiekszość herbat, przykryta i pozostawiona na 5 minut.


Dieta, przygotowania - znajomi radzą na tydzień przed odstawić mięso, ja tego problemu nie mam. Tak samo na tydzień wcześniej odstawiłam wszystkie używki typu: mj, tytoń, alkohol, kawa, czarna herbata itp. Moi znajomi radzą by nie brać bielunia gdy w poprzedzających 6 miesiacach brało się speedy, koke itp. Ja jak przed zarzuceniem LSD dużo medytowałam ,starałam się zapewnić sobie komfort psychiczny, żadnych stresów, niezałatwionych problemów. JEŻELI PODEJRZEWASZ ŻE COŚ JEST NIE TAK, boisz się że w sytuacjach ekstremalnych twój umysł nie wytrzyma, to NIE BIERZ DATURY POD ŻADNYM WARUNKIEM. Tak samo jeżeli przebyliście depresję itp...


Poczatek...


Wieczór, ok. godziny 17. Zaparzyliśmy tę herbatkę, ma wstrętny smak, więc posłodziłam miodem. Usiedliśmy z moim przyjacielem Rudym w fotelach, ja popijając bielunia on kawę. Rozmowa o błahych tematach. Nie wiem kiedy wszedł bieluń. Rudy mówi, że nie wypiłam całej filiżanki, tylko jakieś 2/3. Pierwszą oznaką było chyba to że miałam kłopoty z ostrością widzenia (ale nie jestem tego pewna, może to już była halucynacja). Co jakiś czas Rudy zadawał mi pytanie jak się czuję i prosił bym opisała mu stan w jakim się znajduję. Po jakiejś godzinie przestałam mu odpowiadać. Rudy mówi, że zaczęłam mówić niewyraźnie, na dziwne tematy jak na mnie np. podyktowałam przepis na brazylijskie ciastka piwne. Wzrok miałam utkwiony w ścianę. W pewnym momencie zaczęłam krzyczeć na kogos (nikogo oprócz nas tam nie było) że nie zrobił porządku, nie zmył naczynia itp.


Tej pierwszej 1 i 1/2 godziny nie pamiętam, czarna dziura. Godzina 19, uspokoiłam się i zaczęłam rozmawiać z Rudym.(tak twierdzi Rudy, bo ja dalej nie przypominam sobie tych wydarzeń). Podobno rozmawialiśmy o planowanym zejściu w podziemia szańca jezuickiego. Według relacji Rudego, mówiłam logicznie i z sensem. Godzina 20:30, pierwszą rzecz którą pamiętam, czułam się zmęczona i miałam ochotę się przejść, coś mnie ciągnęło, aby wyjść z domu. Rudy przekonywał mnie, że nie powinnam tego robić, ale ja czułam że muszę to zrobić, wszystkie argumenty wydawały mi się bezsensowne. Rudy stwierdził, że nie da rady mi wyperswadować tego pomysłu, więc zadzwonił do naszego wspólnego kumpla by przyszedł i pomógł mu pilnować mnie podczas spaceru.


I tu zaczął się koszmar, ubzdurałam sobie, że Rudy zadzwonił do mafii czy coś podobnego, by przyjechali mnie zabić. Zaczęłam się strasznie bać, w życiu tak sie nie bałam. Krzyczałam na Rudego, że zawsze IM sprzyjał (nie wiem w tej chwili kim byli ci ONI) i pomagał IM mnie śledzić. W tamtej chwili wydawało mi się to takie realne i logiczne. Chciałam uciec, na szczęście Rudy przewidując taką sytuację zamknął drzwi, więc rzuciłam się do okna (2 piętro). Na szczęście Rudy mnie powstrzymał. Pamiętam że w głowie miałam tylko jedną myśl uciec za wszelką cene, bo inczej umrę. Rudy włączył telewizor i przekonał mnie bym siadła i oglądała bo w telewizji leci film o moim przyszłym życiu. Jeżeli chcę mogę sobie obejrzeć. Uspokoiłam się trochę i usiadłam ale cały czas spogladałam podejrzliwie na Rudego (najśmieszniejsze że, fakt że mogę obejrzeć sobie własną przyszłość wydawał mi się logiczny i całkiem normalny)... Rudy mówi że leciał wtedy jakiś program o uprawianiu ogrodków, ale ja widziałam swoją przyszłość - obronę magisterki, wyjazd do Meksyku itp.


Godzina 1.20, musiałam nieźle odlecieć, bo ocknęłam się, telewizor był wyłączony. Obok mnie przy stoliku siedział Rudy i Marcin i o czymś rozmawiali. Pamiętam, że zapytali się mnie jak się czuję. Odpowiedziałam że w porządku, naprawdę byłam pewna że, już po wszystkim. Spytałam się czy możemy się przejść. Chłopacy się zgodzili. Na szczęście była noc, okolica dość odludna. Początkowo wszystko było OK, ale po jakiś 10 minutach znowu odjechałam, miałam wrażenie że łażę po kamieniołomach - wdrapuję się na skałki.


Chłopacy mówią że przez półtorej godziny łaziliśmy do okoła skweru, który ma średnicę ok.10 metrów.Jednocześnie ciągnęłam dialog z nieistniejąca osobą o aborygenach, wierzeniach australijskich itp. Ja pamiętam że rozmawiałam z moim przyjacielem który siedzi od dwóch lat w Australii (to też wtedy nie wydawało mi się dziwne). Godzina ok.4, chłopakom udało się nakłonić mnie do powrotu do domu (nie pamiętam tego), następne godziny upłynęły na odjazdach typu: palenie nieistniejących papierosów, oglądanie nieistniejących książek, filmów. Długie okresy których nie pamiętam. Podobno wpadałam w skrajne humory od strachu i kulenia się po kątach, po napady euforii. Pamiętam też rzeczy, np. gra w szachy z Rudym, które jak twierdzą chłopacy nie miały miejsca.


Godzina 15. Powoli zaczęłam dochodzić do siebie. Trudność widzenia, rozmazany obraz, nie mogłam czytać. Ogromne zmęczenie. Kazałam chłopakom opisać pokój - stwierdziłam, że widzę to samo. Chłopacy wymieniali różne przedmioty znajdujące się w mieszkaniu i kazali mi podchodzić do nich i ich dotykać. Kazali mi też powiedzieć jak się nazywam, gdzie mnieszkam itd. Jak oni się nazywają i inne tego typu rzeczy. Ale dalej nie byłam pewna czy wszystko ze mną jest ok. Zostałam u Rudego jeszcze 3 dni, żadnych jazd nie zauważyłam ani ja ani Rudy.


Przez te trzy dni dokładnie mnie obserwował, rozmawiał, egzaminował, przepytywał ale wszystko wydaje się OK. Teraz wpada do mnie 3-4 razy dziennie i sprawdza czy wszystko gra.


Ocena: 
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media