Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zawody sportowe czyli thc, diazepam, etanol

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Apteka:
Dawkowanie:
3 tabsy relanki
3 piwa
2g na 3
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Pewnego dnia odbyławy się zawody sportowe w biegach długo dystansowych jak i krótko dystansowych. Ja brałem udział w biegu na 1500. Dobór substancji użytych dla dopalenia jest swoistym nieporozumieniem, wszystkie substancje zostały zażyte z pełną świadomośćią konsekwencji utraty siły fizycznej.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
Alkohol (ok raz w tygodniu od 5 lat)
THC raz na jakiś czas
Diazepam (tzw. Relanium brane czasami)

zawody sportowe czyli thc, diazepam, etanol

Ku zdziwieniu wszystkich wcale nie planowałem zająć pierwszego miejsca w zawodach, były raczej oderwaniem od strasznej rzeczywistości przytłaczającej mnie każdego dnia. Postaram się jakoś klarownie zredagować moje przeżycia. Więc jedziemy!

8:00

Przyjeżdżam do punktu samochodem ze staraszym. Atmosfera dziwna, nikogo nie ma, no cóż.  Czas walnąć sobie 3 tabletki w kiblu.

8:30

Zaczyna się bardzo przyjemne wejśćie Relanium. Wszystko wokół staje się bardzo spokojne. Cała atmosfera nakręca się całkiem całkiem.

8:47

Dzwoni do mnie kumpel że zaraz przyjedzie pod sklep koło szkoły.

8:50

Kumpel zajechał swoim skuterem, pyta czy mam jakie szlugi, biore świerzą kupioną paczke miętowych wicków i bakamy. W głowie rodzi się pomysł kupienia paru browaków przed biegiem. Babka w sklepie nawet nie pytała o dowód, sprzedała 4 żywce i idziemy opróżnić butelki do naszego gaju (lasku za garażami). Rozmowa była bardzo przyjemna picie browaca też. Kumpel nie był zbytnio przekonany do picia browa więc wypił tylko jednego.. no ale jaki to świat piękny i zaskakujący długo nie wytrzymał więc zadzwonił do kolejnego uczestnika żeby kupił po drodzie jaki 4 pak bo mało. Lekka faza weszła w połączeniu z relanium dawała dziwne olśnienia.

9:50 

Nasz kolega przybywa do nas z umówionym 4pakiem. Nastrój był naprawde niezły. Chlapłem od nich może z 4 łyczki bo byłem pełny. Pogadaliśmy o laskach, samochodach, motorach i czego by tam jeszcze można było nie wymyśleć.

10:30

Chcemy zbierać sie z lasu aż tu nagle podbijają do nas 2 typy z butlą i z miłą chęcią chcą nas poczęstować ich zieloną zdobyczą. Typy spaliły butle ale żaden z moich kumpli nie chciał to ja oczywiście przyłaczyłem sie do dalszego jarania. Zeszły może z 2g na tą butle a ja sciąnąłem może z 10 buchów. No i szybko faza dopiero się ładuje.

11:00
 

Typy gdzieś znikły, może poszli do sklepu ale z tego co widziały moje oczy to byli już nieźle zrobieni. Idziemy z 2 kumplami z tego lasku i spotkamy innych typków z mojej klasy. Więc po co jeszcze iść do szatni, podbijamy na naszą ławke nieopodal lasu. Tamta ławka to pierwsza klasa, włąściwie jest to stoli z 2 ławeczkami po obu stronach, z 6 osób tam pogawędzi. Kiedy usiadłem z nimi zaczeło mi ciąć obrazem, wszystko wokół skakało, cieżko było się skoncentrowac zaczeły łapać mnie złe myśli że nie pobiegne, że bede musiał uciekać z tamtąd, co będzie jak mnie zobaczą. No ale jak to sie mówi.. I chu.. krzykneli indianie i oddali na to mocz :P. Jak zobaczyłem że typki teraz kręcą blanta z naturki to na sam widok aż żygać mi sie chciało. Bania była coraz bardziej okrutna no ale jakoś posiedzieliśmy z 15 min. Cały czas trzepałem nogą jak bym miał ADHD starałem sie jakoś rozluźnić, dobrze sobie poszyć aż tu jeden typ do mnie gada że strasznie zbladłem. No takie szycie kogoś na bani nigdy dobrze nie owocuje..

11:15 

Kumpel odwozi mnie na skuterze pod szatnie. Przebieram sie w strój sportowy, mam miekkie nogi wszystko wokół klatuje, jest slow-motion, samopoczucie tragiczne. Dobrze że był kibel w szatni. Wale na cały bieg ide do klopa obejmuje go i od razu bełtam. Kumple pytali czy wszystko ok.. odpowiedziałem im że już dobrze i żeby szli na trening, ja potem dojde. W rzeczywistości było coraz bardziej źle, wszystko coraz bardziej klatkowało, kibel był mały, ciasny, ciemny co naprawde nie robiło dobrego ważenia. Rzygałem jak... w tym kiblu z conajmniej 30 min. Palec do gardła i jazda. Wymiotowanie nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy więc wtedy uświadomiłem sobie że owe nieznajome typy z butlą w lesie poczęstowały mnie jakimś dopierdzielaczem. To nie była MJ bez szampona taką jaką bakam z kumplem w minionym miesiacu. To była jakas bardzo chemizowana mózgojebka. Nie wiem co to mogło być bo sie na tym nie znam, ale jeżeli bakac to najlepiej prosto z krzaka od typa, a tak na boku to wgl. najlepiej nie zaczynać z niczym. 

Cały czas ogarniała mnie myśł że umre, że alkohol trzeba wypłukać, że serce mi nawala... Postanowiłem podjąć zmiane kibla. Przemieściłęm się po korytarzu miedzy ludźmi, tak jakby nigdy nic, szapanie obrazem utrudniało bezkolizyjne przemieszczanie sie ale sam już nie pamietam jak udało się zmienić miejsce umierania. Jakoś dotarłem do wymażonego kibla na piętrze. Tam było dużo powietrza, było jasno i był dośc duży. Bełtłem do niego jeszcze z 2 razy, poczułem sie troche lepiej gdy zaczerpnąłem troche kranówy.

12:20

Efekty powalenia są jeszcze bardzo mocne, ale przypomniałem sobię że najlepszym lekarstwem na badtripa jest chodzenie. Nie ma tego złęgo co by na dobre nie wyszło wiec zacząłem chodzić. Uciekłęm z budynku, i przeszedłem sie do lasu, tam było nie przyjaźnie wiec poszedłem w okolice sklepu. Kiedy przejeżdżały auta obok mnie czułem jak powiew odrzuca mnie na bok. Przeskoki obrazu leciały w prawą stronę. Tak i moje nogi skręcaja niuestannie w prawo. Podczas speceru czułem się świetnie. Zakupiłem wiec w pobliskim sklepie paczuszkę czipsów. Ah ta papryczka pyszna... I tu nagle dziura w mojej pamięci (czyt. głowie). Nie wiem cos się działo, nie wiem gdzie mnie poniosło, nie wiem co zrobiłem, z przebić pamietam tylko że nagle byłem na ławce i gadałem z jakimiś nieznajomymi typkami. I przyszedł mój kolega który ich znał i powiedział że o 13 biegniemy, czy o 13:30 już nie pamiętam a było przy ławce około godziny 12:50. Wiem że poszliśmy do szatni i znowu było przebicie, pamiętam jak byłem na starcie i biegłem. Bieg nie wyszedł najgorzej. Nic nie potrafiłem wziąść do ust, ale jakoś przełknąłem chleba.

13:50

Niedługo pociąg więc kumpel podwozi mnie na swoim ścigaczu na dworzec kolejowy. No i tu nie pamietam jak sie znalazłem w mojej miejscowości. Wielki zong pamietam z tej podróży do domu tylko jak gadałem z koleżanką o dragach i tych sprawach. Zaiste że dawno takie coś od 2 lat mnie nie spotkało. 

14:30 

W domu nawineło się niezłe gastro i myśl co by to robić żeby nie zasnąć. Zjadłem 2 schaby i chyba z 10 kartofli bo tyle weszło i dalej byłem głodny mimo tego że pełny. Dzwoni do mnie mój ziomek i pyta co robie bo chce ze mną spalić dzisiaj blanta. No to czemu, skoro ma ususzone to nic trzeba korzystać. Fazy już prawie nie czuć

15:30 

Spotykamy sie ano ze w u nas bida to nie ma bletek. No to trzeba skoczyć do sklepu po lufe. Lufa nie jest taka wspaniała ale zawsze coś.

16:00 

Ładujemy z Pepą naszego naturala w lufe i bakamy aż miło. Bardzo przyjemnie weszło bez żadnych klatek filmowych, i innych zjazdów rodem slow-motion :D Głod doskwierał więc pojechalem na pod sklep bo tam typki wpierdzielały czipsy a to że nie mieli ochoty ich jeść to dali mi więc przegryzajac pojechalem pod boisko i spotkalem tam ową koleżanke z 2 feciarzami i kombinowali jak by tu umilić sobie dzisiejszy wieczór dozą białego proszku. To mnie już nie interesuje bo ja się z nimi w to nie mieszam więc jade do domu, żre kotleta, zapycham kartoflami, kompie sie.

17:30 

Ide spać

7:30

To już ? Jestem strasznie wypoczęty, świetnie sie czuje, pełen energii do daleszego działania. To koniec trip rapotrtu, po mojej jeździe już nic nie zostało, trzeba się kiedyś znowu doładować. 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Pewnego dnia odbyławy się zawody sportowe w biegach długo dystansowych jak i krótko dystansowych. Ja brałem udział w biegu na 1500. Dobór substancji użytych dla dopalenia jest swoistym nieporozumieniem, wszystkie substancje zostały zażyte z pełną świadomośćią konsekwencji utraty siły fizycznej.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Alkohol (ok raz w tygodniu od 5 lat) THC raz na jakiś czas Diazepam (tzw. Relanium brane czasami)
natura: 
apteka: 
Dawkowanie: 
3 tabsy relanki 3 piwa 2g na 3

Odpowiedzi

Nie widzę sensu zamieszczania takich raportów, które nic nie wnoszą. Ludzi, którzy palą zioło i piją tylko po to, żeby zabić czas i życie jest pod dostatkiem, podobnie jak i opisów ich przeżyć. To przykre że w tak młodym wieku sięgasz po narkotyki tylko po to żeby się zdegenerować.

Aboslutnie nie przychodzi mi do głowy żeby z ćpania robić jakąś ceremonie, z tym zabiciem czasu jest tak nie do końca... :) To był pierwszy TR niedługo ukaże sie następny.

_______________________________________________________________________________________________
Jeżeli nigdy nic nie brałeś, a chcesz spróbować... to daj sobie spokój! To jest tylko dla wybrańców.

No widzisz, z tego wynika że jesteś zbyt nowoczesny i mało ci wiadomo o tym, jak olbrzymią rolę odgrywały narkotyki w procesach kulturotwórczych. W sumie skzoda że w szkołach tego nie uczą np na historii. Weźmy chociażby taką wyrocznię Delficką - przecież ją faszerowali dragami na okrągło, albo takiego Mickiewicza, który można śmiało rzec, że ćpał absynt nałogowo :)

Dla mnie trip bez celu to trip zmarnowany. Jeśli nie mogę czegoś ciekawego odkryć na temat tego co biorę, albo na temat siebie, to według mnie zwyczajnie się nie opłaca. Wyjątkiem są jedynie maryśka albo piwka, które mogę zaliczyć do zwykłych używek.  Z drugiej strony, jak je brać, to tylko w rozsądnych ilościach, a nie tylko po to żeby się zachlać, zaćpać i zażygać kibel.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media