Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

oczywistość

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
~30 4-HO-MET rozpuszczone w wodzie i wypite
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Piękna noc, wspaniale oświetlony park, moje mieszkanko. Nastawienie bardzo pozytywne, wielka ciekawość, chęć odkrycia czegoś nowego.
Wiek:
20 lat

oczywistość

Start:
28 marca 2013, godzina 22:50 - wypicie roztworu ~30mg 4-ho-met. Playlista ustawiona, cały pokój przygotowany do tripowania.

T +0:10
Wyszedłem z M. na dwór, jesteśmy strasznie ciekawi jak to na nas zadziała. Mówię mu że w razie bad-tripa mamy siebie próbować wyciągnąć z dołka.

T +0:25
Cały czas rozmawiamy ogólnie o wszystkim, aż tu nagle poczułem jakieś dziwne uczucie w głowie w świadomości. Zatrzymałem się w miejscu, przekazałem M. że zaczyna się. Spojrzałem na drogę którą idziemy a ona gięła się i płynęła. "To się nie może dziać! Stary widzisz to!?" M. też zaczęło już wchodzić. "W życiu bym nie pomyślał że to TAK może wyglądać!". Póki co myśli trzeźwe pomimo gnącego się świata, "O i tak może być całą faze".

T +0:35
Doszliśmy do końca parku, po drodze znaleźliśmy słowo na aktualnie odczuwany stan rzeczywistości: "Świat jest plastyczny jak plastelina, albo guma. Non-stop się zmienia ale w spokojny, niechaotyczny sposób". Dało się zauważyć, że myśli też się już powoli zmieniają, to co się działo zaczęło mnie przerastać, bad-trip wisiał w powietrzu ale "przecież właśnie po to wziąłem hometa, żeby odkryć świat", "jestem tu z kolegą, a nie sam, w razie czego razem będziemy się martwić". To poczucie kogoś, kto będzie rozumieć dokładnie moje odczucia dało mi niesamowity komfort psychiczny. Humor poprawił się niesamowicie, czułem, że wpuściłem hometa do siebie w 100%. W tym momencie zrozumiałem istotę bad-tripa. Te złe samopoczucie wynika z tego, że próbuje się ogarnąć ten stale zmieniający się świat trzeźwym umysłem ALE tak się nie da! Trzeźwy umysł jest zbyt ograniczony by zrozumieć to co się dzieje. Jak się tego nie zaakceptuje następuje pół-trzeźwa walka ze zmieniającą się rzeczywistością.

T +0:40
Sprawdzam godzinę, wracamy już do domu bo coraz bardziej nie ogarniamy tego, co się dzieje, czułem że coś w mojej głowie narasta, że za niedługo coś odkryję, że to tak naprawdę dopiero się zaczyna. Po drodze musieliśmy przejść przez most nad malutkim rowem. Jednak wszystko się już tak bardzo gięło i zmieniało w oczach, że nie mogliśmy go znaleźć "Gdzie u licha jest ten most!?". Raz był za chwile się świat wygiął i zniknął, za chwile znowu był. Dopiero gdy podeszliśmy do niego okazało się że on tam jednak jest ;).

T +0:45
Zatrzymaliśmy się przy wejściu do restauracji i chwile porozmawialiśmy o tym, co się tak na prawdę dzieje. Jakie są pierwsze wrażenia itp. Po (na oko) 20 min rozmowy doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jak wrócimy do domu, bo rzeczywistość nas przygniata. Przeszliśmy 10 metrów i...

T +0:46
Znowu się zatrzymaliśmy i znowu rozmawiamy na ten sam temat!
Ja: Ej stary! Czy my nie stoimy w miejscu!?
M: O kurde! Rzeczywiście! Czekaj sprawdzę ile tu już stoimy. Jedną minutę!?!?
Ja: ŻE CO? Dobra kurde chodźmy bo nas roznosi.

T +0:47
Kilka metrów kolejny przystanek, zaczęliśmy rozmawiać o tym dziwnym upływie czasu. I nagłe oświecenie:
-No nie wierze, my dalej tu stoimy! Boże jakie nieogar.

T +0:48
Znowu stop, dalej gadamy ale teraz szybko załapałem że "Wciąż stoimy w miejscu!". Za chwilę znowu się zatrzymałem tylko po to, żeby mu powiedzieć że "Znowu stoimy!". Na szczęście po tym postoju zebraliśmy myśli i poszliśmy dalej. Cały świat stawał się jak nowy, nie odkryty, "Coś pięknego". Stanąłem przy chudym drzewie bo chciałem go dotknąć, sprawdzić czy na pewno istnieje. "Hahah, fajnie musi to wyglądać, koleś stoi przed drzewem i sprawdza czy ono rzeczywiście tu jest". To drzewo było przepiękne, mógłbym przez całą fazę siedzieć tylko przed tym drzewem, bo było niesamowite, jedyne w swoim rodzaju i to się tyczyło każdego drzewa, powiedziałem że "ja tu zostaje a następnego tripa będę miał z drzewem obok".

Po drodze do domu na murze jednego bloku jest wielka podświetlana mapa miasta. Podszedłem do niej i stojąc przed nią mamrotałem sobie pod nosem "Wyginiasta mapa miasta, wyginiasta mapa miasta..."  z drobnym uśmieszkiem. Bardzo miło się przed tym stało ale M. nalegał żeby iść do domu.

 

T +0:55
Staję przed rogiem bloku, czuję że faza narasta i to bardzo mocno. Spojrzałem na drzewo, z którego wystawały bardzo zawiłe gałęzie z takimi malutkimi odrostami (one naprawdę jest bardzo zawiłe) a za mną było kolejne drzewo którego gałęzie też wisiały przede mną. Trochę na prawo odemnie była latarnia która świeciła na biało. Za tymi gałęziami był róg żółtego bloku. W tym momencie faza zaczęła się na dobre jak by jakiś wir wciągnął moją świadomość. Kolory stały się WSPANIAŁE/KOSMICZNE, gałęzie wiły się jakby żyły, odrosty zamieniały się w "buddyjsko-egipskie" oczy. Widziałem to na wielkim powiększeniu, wciąż się zbliżały i oddalały. Na chwilę przestałem czuć ciało, stałem tam 5 baaaardzo długich minut i podziwiałem seans. Coraz bardziej czułem w głowie to "coś" ale wciąż nie wiedziałem co to jest, jakby powoli przebijało się przez świadomość takimi uderzeniami, zacząłem "widzieć myśli".

W końcu M. po mnie przyszedł, oczywiście nie miałem mu za złe, bo też chciałem iść do domu. Podchodzimy pod drzwi klatki, a tam komputerowy szyfrator, elektroniczna bariera, dziwna tablica z cyframi które trzeba nacisnąć, mimo że nie są przyciskami. "Co to jest? Co mam z tym zrobić?". Przyłożyłem rękę i wpisałem jakąś kombinacje cyfr która mi się pojawiła w głowie, drzwi się otworzyły. Chwilę podziwialiśmy plastyczną sień. Przyglądaliśmy się wijącym rurom ogrzewania, po czym bez najmniejszego problemu otworzyłem drzwi. Weszliśmy, buty zdjęte, drzwi zamknięte na klucz, perfekto!

 

T +1:15
Cały czas rozkminiamy, włączył bym muzykę, ale cisza jest równie ekscytująca (tak wtedy myślałem). Na chwilę usiadłem i zamknąłem oczy. I wtedy STAŁO SIĘ. Otworzył mi się umysł, wpuściłem w końcu to co od samego początku próbowało się przebić przez moją świadomość. Wszedłem do tego świata, tego w moim umyśle! W mojej głowie pojawiła się PRZESTRZEŃ. Niesamowicie wielka nieskończona przestrzeń umysłowa w której mogłem tworzyć WSZYSTKO. Zerwałem się z łóżka i z wielkim szczęściem wypisanym na twarzy powiedziałem M. że "Odkryłem oczywistość", "To jest to! Oświecenie!", Wszystko jest jasne i proste, nie ma rzeczy niezrozumiałych, wszystko jest jednością, wszystko jest oczywiste. Rozumiem cały świat." Radość mnie roznosiła, łzy pojawiały się w oczach. Wszechogarniające zrozumienie, jedność wszechrzeczy. Mógłbym być w tym stanie całe życie. "Do tego dąży ewolucja". Do życia nie jest potrzebne nic więcej, wystarczy ten stan zrozumienia. Gdyby każdy doznał takiego stanu nie było by wojny, nie było by takiego czegoś jak pracodawca, piękny dom, chęć posiadania telewizora. Świat był by piękny, nieskażony ludzkością. Trzeźwość jest złudzeniem, ktoś nam wmawia, że musimy ukończyć szkołę, że paliwo jest za 6 zł, że wycieczka do Egiptu jest czymś wspaniałym. Nic bardziej mylnego. Ta otwartość myśli powodowała to, że pomimo że siedziałem w domu mogłem zwiedzić cały świat. Nie było różnicy czy siedzimy w domu czy akurat chodzimy po dworze bo to jest to samo! M. na przykład cały czas się zdawało, że jesteśmy na dworze.

Mieszkam w małej kawalerce, jednak zdawało mi się, że nie ma tutaj ścian. Z pierwszej osoby to wyglądało tak, że wszystko co znajdowało się na skraju oczu rozciągało się w nieskończoność co dawało uczucie wielkiej przestrzeni wokół nas. M. chodził po pokoju i macał ściany bo zdawało mu się że ich tu nie ma, właśnie przez tą przestrzeń.

W pewnym momencie stanęliśmy naprzeciwko siebie i podziwialiśmy zjawisko "widzenia wszystkiego". M. stoi przede mną, patrzę na niego a po prawej i lewej stronie widzę cały pokój (jakby panoramiczne zdjęcie tylko zrobione jednocześnie w pionie i w poziomie i wsadzone do wypukłej kuli, która jest moim wzrokiem) ciągnący się w nieskończoność.

 

T +2:05
Podchodzę do laptopa sprawdzam godzinę i włączam muzykę specjalnie przygotowaną na dzisiejsze tripowanie. Albumy Ott w kolejności: Blumenkraft, Mir, Skylon.

Pierwsza piosenka "Jack's Cheese & Bread Snack", zaczyna się bardzo niepozornie od takiego "wkręcania". W pewnym momencie rozchodzi się pierwszy psychodeliczny dźwięk, pomimo ciągłej rozmowy nagle zamilkliśmy, ten dźwięk nas wciągnął kompletnie. "WOW! Więc to jest dźwięk!?" Przed oczami widziałem jak my to nazwaliśmy "ten kolor" który układał się w rytm muzyki w pełno różnych wzorów. "Ten kolor" bo taki kolor w sumie nie istnieje w realnym świecie i M. też go widział ale całkiem inaczej niż ja, dla mnie był on oczoj$%^y różowo-niebiesko-tęczowy, a dla niego zielony. Wraz z rozwijaniem się piosenki wzory coraz bardziej zalewały rzeczywistość, natomiast w myślach pojawiały się te znane z Internetu psychodeliczne, abstrakcyjne i kreskówkowe obrazki które non-stop się zmieniały w rytm muzyki. Położyłem się. Fraktale były wszechobecne np. trójwymiarowa kostka i na każdym jej boku była piramida na której stał kot z podniesionym ogonem która się obracała wokół własnej osi i zaraz obok niej kolejna taka sama kostka, za tymi kostkami kolejne takie kostki i to się tak ciągło w tej przestrzeni w nieskończoność.  Coś takiego: http://www.deviantart.com/art/The-Lost-Temple-261757147

Wszystko było widać bardzo dokładnie i w trójwymiarze. Słyszałem każdy, nawet najmniejszy dźwięk w piosence. Nie chodzi mi tutaj o osobne uderzenie! Raczej o to, że mogłem to osobne uderzenie dokładnie przeanalizować i zobaczyć z każdej strony. Dla przykładu podczas piosenki na 1/10 sekundy wskakuje jakiś pisk na który nikt nigdy nie zwraca uwagi. Dla mnie to była nowa opowieść, słyszałem i widziałem dokładnie czy częstotliwość tego pisku malała czy wzrosła.
Powiem tak to co napisałem wyżej o tym dźwięku, to jest tylko próba opisania tego jak to tak naprawdę jest. Jeżeli nie brałeś nigdy czegoś tak mocnego to nie próbuj sobie wyobrazić jak to jest widzieć dźwięk, bo to wyobrażenie jest błędne, jestem tego PEWNY ;). Bo nie ma słów żeby to opisać.

I właśnie tutaj zaczęła się dosyć ciekawa rozkmina:

Ludzie którzy nigdy nie próbowali tryptamin czytając różne tripraporty tworzą w swojej głowie fałszywy obraz tripu (wiem, bo sam tak robiłem). Dla przykładu w jednym TR ktoś opisuje że widział na ścianach wszędzie znaki, w innym koleś opisuje, ze raczej nie zauważył żadnych zmian mocno wizualnych, natomiast strasznie dobrze słuchało mu się muzyki, inny pisał że całą fazę się rozpływał. Po przeczytaniu wielu takich tripraportów w głowie człowieka który nigdy nic nie próbował pojawia się wielki znak zapytania, to jak to w końcu jest, jednych zabiera w jedno miejsce, drugich w inne a trzecich w jeszcze inne. I taki człowiek wyobraża sobie kilka różnych rodzajów tripów na jednej substancji, a wyobrażenia te i tak w ŻADNYM stopniu nie oddają tego jak to tak naprawdę jest. Dopiero po spróbowaniu tego zrozumiałem, że w sumie niewiedza tego co nas czeka jest błogosławieństwem, bo jak sobie coś wyobrazimy, a faza nie będzie zgadzać się z tym naszym wyobrażeniem, to łatwo o bad-tripa. Zrozumiałem też, że ludzie pomimo bardzo różniących się odczuciami tripraportów tak naprawdę opisują jeden stan, tylko do opisania go używają różnych słów, bo takie akurat im pasowały do tego czego nie da się opisać. Ci którzy próbowali mocniejszych psychodelików czytając tripraport pomimo innych słów utożsamiają się z tym stanem, ale ktoś kto nigdy nie brał wyobraża sobie tripa w trzeźwy sposób.
Z czego wynika to że do opisania tych samych rzeczy używają innych sformułowań? A no z tego, że nasz język i słowa nie są w stanie opisać tego co się podczas tego stanu widzi. I dla jednych są to zmieniające się przed oczami kolory, dla innych jest to rozchodzący się po ścianach dźwięk, a dla jeszcze kogoś innego po prostu wkroczenie do innego świata. Chodzi o to samo tylko jest to wyrażone w różnych słowach.
To jest taki językowy paradox. Słowa są jedynym sposobem komunikacji dzięki któremu możemy przekazać komuś swoje intencje. Dotyczy to słów mówionych jak i pokazywanych np. rękami. Ale okazuje się że jest ich stanowczo za mało żeby wytłumaczyć komuś ten stan. Słowa niesamowicie ograniczają komunikację ale są też jedynym sposobem tejże czynności.

W pewnym momencie przyszło mi na myśl, że można też opisać komuś stan obrazkiem, chociaż to też jest rodzaj słowa. W Internecie jest pełno bardzo dziwnych dla nie oświeconego mózgu obrazków. Zazwyczaj jest to jeden wielki chaos. Zrozumiałem, że te obrazki są takie chaotyczne bo przedstawiają one nie tylko sam obrazek ale także: emocje, dźwięk, i przestrzeń. Przedstawiają tripa a nie "widok z oczu". Zamknięty umysł nie jest w stanie pojąć takiego obrazka bo pomimo, że on jest 2D tak naprawdę ma wiele więcej wymiarów tylko nie da się ich na trzeźwo dostrzec. Każdy powalony obrazek jest super logiczny tylko trzeba umieć go wysłuchać, dotknąć i powąchać.

Po tej rozkmince poszedłem do zobaczyć się w lustrze, szczerze to trochę się bałem bo z różnych TR kojarzyło mi się, że to nie zawsze jest przyjemne. Co za bzdura haha ;). Spojrzałem na lustro i zobaczyłem moją uradowaną wyginającą się twarz, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój, źrenice były powiększone ale nie jak "pięciozłotówki". Świat w lustrze wydawał się całkiem inny, bardziej kolorowy. Patrząc w lustro widziałem za sobą różne wzorki które rosły na kafelkach. Poczułem się jak najbardziej wyluzowany człowiek na ziemi. Nawet zobaczyłem to. Widziałem siebie na klifie, miałem dredy, joint w ustach, na głowie czapka z kolorami rasta, wokół mnie rozrastały się kolorowe wzorki, latały dziwne ptaki/sowy. A ja stoję z lekkim uśmieszkiem ale nie radości, tylko pewności siebie, że rozumiem. Miałem poczucie, że jest to kraniec zrozumienia, wyluzowany w rytm psycho-reggowatej muzyki. Wspaniałe uczucie.

Chwile potem wróciłem do pokoju zauważyłem, że moje myśli i wspomnienia są idealnie poukładane i mam dostęp do każdego wspomnienia w każdym momencie. Dzieliły się ona na "bliskie", "dalsze" i "dalekie".
Bliskie wspomnienia były to myśli, które dotyczą mnie teraz aktualnie np. że jestem w mieszkaniu, że wziąłem hometa, że obok jest nafazowany kumpel. Używając tych myśli jeszcze bardziej wkręcało się w fazę, bo nie dało się znaleźć w nich niczego rzeczywistego, wszystko dotyczyło tej fazy.
Dalsze potrafiły na chwilę oderwać się od ogromu tej fazy, były to wspomnienia dotyczące szkoły, innych kumpli, rodziny, jakiejś wycieczki dzięki nim można było sobie wyobrazić jak wygląda trzeźwość :D
Dalekie wspomnienia to wspomnienia z dzieciństwa, z jakichś miejsc w których byłem tylko raz albo wszystkie które zapomniałem.

Zaczęliśmy rozmawiać o oświeceniu, doszliśmy do wniosku, że każdy powinien przynajmniej raz doświadczyć tego stanu tylko po to, żeby zrozumieć bo tu nic więcej od tej fazy nie trzeba wymagać. Myślałem o wszystkich moich znajomych i zrobiło mi się ich naprawdę szkoda. Mają jakąś swoją blokadę przed używkami co jest zrozumiałe w szczególności, że dla wielu z nich mary czy LSD jest tak samo szkodliwe jak alkohol czy amfa. Każdy ma swój mózg ale wielu ludzi tutaj się ze mną zgodzi, że pieniądze wydane na alko można spożytkować w dużo lepszy i bezpieczniejszy sposób (np. na lody :P).

Wsłuchałem się w muzykę i każde uderzenie na 2, 4, 6 i 8 miało "ogonek", jak by chciało zahaczyć o rzeczywistość, przed oczami pojawił mi się kameleon w który non-stop zmieniał swoje neonowe kolory i swoim ogonem wykonywał taki ruch, jakby chciał coś złowić, zahaczyć, a ten ogon przypominał litery ą i ę. I z każdym uderzeniem ąąąą, ęęę, ąąą, ąąąą, ęęę, jak by się odbijały od ziemi. (Nie no, nie da się tego opisać kurde no ;). Nagle patrzę na ziemię a tam coś niesamowitego!... WIESZAK! To nie był tylko wieszak, mówię wam to był aż WIESZAK! Tak mnie zafascynował, ciekawie zbudowany z bardzo fajnym kameleonowo-literowym ogonkiem, szaro-czarny z Ikei, byłem nim tak zachwycony, że wziąłem drugi i kazałem M. na niego patrzeć ;)

Zaraz po położeniu wieszaka wziąłem mazak i chciałem namalować to co widzę i o dziwo zacząłem rysować rysunek taki jak te wszystkie dziwne co na Internetach można znaleźć. Miałem wrażenie, że ten rysunek sam się rysuje a ja w ogóle nie przykładam do tego ręki.

T +???
Chwilę potem położyłem kartkę z niedokończonym rysunkiem i zamknąłem oczy. Ogarnęło mnie jeszcze większe uczucie jedności, zsunąłem się z kanapy na ziemię i odpłynąłem. To było najmocniejsze i najgłębsze uczucie jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. Przestałem czuć ciało, przeniosłem się do tej przestrzeni w mojej głowie, a może to nie było tam? Może przeniosłem się w całkiem inne miejsce, nieznane dla mojego umysłu? W każdym bądź razie pojawiłem się na polu neonowej pszenicy, wokół mnie latały dziwne stworki. Przedzierając się przez nią dotarłem do drogi, zrozumiałem że to jest miejsce do którego każdy zmierza. Świat po którym chodziłem okazał się wielką świetlistą istotą, której to pole było niewielką częścią. Czułem że przekazuje mi jakieś informacje ale nie potrafiłem ich zinterpretować mogłem jedynie chodzić po tym świecie. Trwało to maksymalnie kilka minut, chociaż kto wie ;). Chwilę potem poczułem mrowienie gdzieś z tyłu głowy i wróciłem na ziemie, wiedziałem, że podróż powoli będzie się już kończyć. Usiadłem na kanapie, zamknąłem oczy i jeszcze przez jakiś czas obserwowałem rozkwitające cevy.
 

T +4:15
Koło 3:00 wstałem M. też wstał i zaczęliśmy się wymieniać doświadczeniami. To był strasznie głupi okres, bo jeszcze przez przynajmniej 1h dryfowaliśmy pomiędzy fazą a trzeźwością. Strasznie to było irytujące. Mówię coś mówię i nagle takie zacięcie w gadce i znowu latam i kilka sec później znowu na ziemi.

M. podczas tripu załapał zapętlenie myśli: wstał z kanapy pochodził po pokoju usiadł na kanapie doznał resetu i powiedział "ej ja znowu tutaj jestem", wstał pochodził po pokoju, usiadł, reset "no nie wierze znowu wróciłem", wstał pochodził usiadł i tak jeszcze kilka razy ;). W mieszkaniu mam wielką czarnobiałą fototapetę miasta, po 10 minutach zachwycania się nią kumpel zauważył, że ona nie ma kolorów ;D.

Jak już pisałem wyżej każdy przynajmniej raz w życiu powinien doznać tego stanu, chociażby po to żeby zrozumieć i przy okazji wystawić swoją świadomość na próbę. Do niczego nikogo nie namawiam, trzeba liczyć się z tym że to jest psychodelik który w znacznym stopniu potrafi nagiąć świadomoczasoprzestrzeń. Każdy jest kowalem swojego losu jeżeli uważasz że jesteś gotów to nie ma na co czekać.

PS. Nie pisz w komentarzu, że za długie, chciałem krótko ale mi nie wyszło :D

Pozdrówki ;))

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
20 lat
Set and setting: 
Piękna noc, wspaniale oświetlony park, moje mieszkanko. Nastawienie bardzo pozytywne, wielka ciekawość, chęć odkrycia czegoś nowego.
Ocena: 
chemia: 
Dawkowanie: 
~30 4-HO-MET rozpuszczone w wodzie i wypite

Odpowiedzi

Pierwszy raz z tego typu psychodelikami? :P Za oswiecone rozkminy wygrywasz termofor. Miejscami troche kulawo idzie Ci oddawanie tego w slowach, ale wiem, ze to trudne. Zabawny TR :)

Wcześniej próbowałem jeszcze LSD. Niestety okazało się że karton ten zawierał średnio-małą dawkę DOI przez co przeżyłem pseudo-badtripa na granicy obydwu światów jednak dało mi to pewnien zarys jak taki trip może wyglądać ;)
Co do tryptamin to, tak to był mój pierwszy raz ;) 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media