Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pierwszy raz z kodeiną i mój pierwszy trip raport.

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
300 mg
Set&Setting:
Wyluzowany, dobry humor, ciekawy zażytej substancji. Sam w swoim mieszkaniu, ciepłym i przytulnym.
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
Marihuana, haszysz, ecstazy, mdma w krysztale, amfetamina, mefedron, kryształ nieznanego pochodzenia, 4 ho-mita (czy coś takiego), dużo alko i nikotyny.

pierwszy raz z kodeiną i mój pierwszy trip raport.

Mój pierwszy „trip raport” i pierwszy raz z kodeina.

Dotyczy moich przeżyć po zażyciu 300mg kodeiny w formie 20 tabletek Thiocodinu. Jest to mój pierwszy tego rodzaju opis wiec potraktujcie go w miarę luźno. No i oczywiście pierwszy raz z koda.

Trochę poczytałem w necie o tej substancji wiec przygotowanie było dobre. Nie jadłem nic od 2,5-3 godzin przed przyjęciem. O 20.50 wysypałem tabletki na talerz, obok postawiłem puszkę coli i jogurt naturalny.( W necie pisali żeby tym popić i zagryźć, podobno mniej podrażnia żołądek)

Jestem wyluzowany i mam dobry humor. Czuje tez ekscytacje. Nie bardzo wiem czego mogę się spodziewać. Jestem sam w swoim mieszkaniu. Jest mi tu przyjemnie i czuje się bezpiecznie.

Tak wiec zjadłem „kolacje” a teraz czekam.

Jest godzina 21.13 nie wiem czy tylko mi się wydaje ale czuje delikatne wirowanie w głowie i ciepło. Trochę tez jest mi ciężko na żołądku, jak wtedy gdy za bardzo się najesz. To pewnie przez polaczenie coli+jogurt.

No ale dobra czekam dalej.

Jest już 21.46 czuje delikatne otępienie i ciężkość powiek. Mam delikatne motylki w brzuchu. Zastanawiam się czy to już działa czy co. Spodziewałem się naprawdę dobrej fazy a puki co jest słabo. Ale czekam dalej może dopiero się rozkręca.

Dodam jeszcze ze po zażyciu siedzę na kanapie z lapkiem i czytam neuroogrove słuchając dobrych rapsów.

22.01

Kręcę fajka i idę na balkon zapalić. Przy okazji pisze do ziomka jak jest bo jest moim kompanem do ćpania i tez chętnie by spróbował. Wracam do pisania. Jest 22.11, czuje ciepło w calyn ciele zwłaszcza na twarzy. Gdybym miał porównać do czego stan w jakim jestem to było by to uczucie kiedy leżysz na łóżku tuz przed zaśnięciem i nie myślisz absolutnie o niczym. Tak jak by cały świat i problemy zniknęły. Jak by całe twoje życie było tu i teraz. Faza delikatnie się nasila, mam coraz cięższe powieki i coraz więcej motylków w brzuchu. Czuje szczęście i podekscytowanie, jak bym szykował się na spotkanie z laska 10/10 z która w dodatku świetnie się gada.

Jednym słowem „euforia”

22.24

Leże słuchając nutek i nic nie robię. W miedzy czasie dzwoni ziomek bo chce numer do ziomka, bo chce baty.Powiedziałem mu czym sie uraczyłem, wybuchnoł śmiechem. Zapytał czy mnie swędzi, a jeśli tak to żebym się nie drapał. Nic mnie nie swędziało ale po tym zaczęło. Zwłaszcza mój stary tatuaż.

22.35

Do mieszkania wróciła moja siostra i jej chłopak. Mam straszna ochotę powiedzieć im ze zażyłem kodeinę ale wiem ze to kiepski pomysł. Zapomniałem tez dodać ze cały czas czuje suchość w gardle i jamie ustnej. Mam mało śliny, zupełnie jak po fecie albo emce. Ale nie miele morda jak zawsze po nich.

22.55

Wstaje z kanapy żeby zapalić szluga. Jestem delikatnie oszołomiony. Czuje ze faza delikatnie zanika. Ale to nic, nadal czuje się fenomenalnie. Nie chce kończyć pisania ale czuje ze musze. I tak strasznie się rozpisałem.

Podsumowując: kodeina, choć spodziewałem się mocniejszych doznań zdecydowanie mi siadła i polecił bym ja każdemu. Było przyjemnie, i na pewno sięgne po nią jeszcze raz choćby z ciekawości czy doznania będą większe (słyszałem ze receptory musza się wyrobić czy cos takiego, możecie dać znać w komentarzach).

Pozdrawiam wszystkich amatorów ćpania i resztę czytelników.

Substancja wiodąca: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Wyluzowany, dobry humor, ciekawy zażytej substancji. Sam w swoim mieszkaniu, ciepłym i przytulnym.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana, haszysz, ecstazy, mdma w krysztale, amfetamina, mefedron, kryształ nieznanego pochodzenia, 4 ho-mita (czy coś takiego), dużo alko i nikotyny.
Dawkowanie: 
300 mg

Odpowiedzi

Ja raczej odradzałbym komukolwiek sięganie po opio: 

https://neurogroove.info/trip/spowiadam-si-wam-z-kodeiny

Pozostaje się cieszyć, że popularna jest kodeina, która, jak to mówi mój dobry znajomy, były heroinista, "jedynie smyra receptory", a nie heroina.

Cytując innego byłego heroinistę: "będziesz miał szczęście, jak przeżyjesz".

To tylko sen samoświadomości.

Zawsze za pierwszym razem  ludzie są ciekawi doznań nawet gdy fazą nic przed tobą nie odsłania oprócz siebie samej.Tak jakby mieli do ćpania jakieś skryte nadzieje.Ja też byłem ciekaw działania i skończyłem po 3 próbach, bo to nic do życia nie wniosło.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

Ok zgodzę się ALE właśnie chodzi o to odsłonienie się samej fazy przed twoim mózgiem. Gdy spróbujesz twój mózg zapamiętuje to na zawsze, zapamiętuje jak to działało, jakie to było uczucie...
Minie rok, miną trzy, minie 10 lat, 50... nawet jak przez te wszystkie lata brać nie będziesz... twój mózg będzie pamiętać o tym że po kodeinie jest cudownie.

Nie wiem kiedy ostanio próbowałeś ale wierz mi jak to jest w przestrzeni najbliższego roku ba... nawet dwóch... to jeszcze nie jesteś w stanie powiedzieć czy to cię oczarowało czy nie...
Ja na początku miałem przerwy prawie pół roczne, pisząc ludziom że zakończyłem po "3 próbach". Ale mijały miesiące i przyszła myśl że "no kurde tyle minęło... przecież się nie wjebie" i przyjebałem znowu (załóżmy czwarta próba), nie będę powtarzać tej historyjki 1000 razy ale teraz ciulam dzień w dzień.

Więc to nigdy nie jest "tylko pierwszy raz". To jest AŻ pierwszy raz bo zostanie on z tobą to końca twoich dni, i właśnie tak działa uzależnienie że po tych 10 latach po próbie w jakimś dołku emocjonalnym np. po śmierci kogoś z rodziny... mózg podświadomie przypomni Ci to ciepełko... a że minęło 10 lat nie widzisz zagrożenia... raz na 10 lat to przecież nie wjebanie lol no hello... ale czujność stracona, dawka zarzucona, dołek emocjonalny i wjebanie gotowe :P
Dlatego mówi się że uzależnić się można od pierwszego razu... bo po tym pierwszym razie jest to już do końca życia... a każde kolejne zażycie narkotyku zbliża Cię do nieuniknionego ciągu. Ja 8 lat brałem na sportowo tj. od czasu do czasu dla funu.

Pozatym "skończyłeś po 3 próbach" ale nie piszesz czy bierzesz coś innego... bo to że kody nie bierzesz nie znaczy że nie ciulasz czegoś innego, a to jedno i to samo jest :P

Gdy brałem pierwszy raz pamiętam, że chciałem doznać tego stanu, bo stwierdziłem, że jestem w stanie wyobrazić sobie co daje ta substancja. ,,Ale czy to jest tożsame z samą fazą?" Nie byłem wyluzowany a podenerwowany i myślałem, że jak wezmę to poznam mechanizmy rządzące tymi co biorą(najbliższą mi osoba była ćpunem). I skończyłem po tej 3-ciej konkretnej fazie i powiedziałem to sobie wprost: ,,jak wezmę jeszcze raz to oficjalne jestem wjebany". Więc nie ćpam. Palić też skończyłem, ale jaram. Powrotu do kody się jakoś nie obawiam i nie widzę tego w przyszłości. Choć prawdopodobnie będę chciał wrócić jak palenie marihuany przestanie być fizycznie przyjemne i zacznę mieszać jedno z drugim. Cieszy mnie jeden fakt a mianowicie, że po tym wydarzeniu zrezygnowałem z ,, degustacji" mefedronu co mogłoby się różnie skończyć.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

"myślałem, że jak wezmę to poznam mechanizmy rządzące tymi co biorą" - poniżej odpisałem też na komentarz z podobną kwestią, ale dopiszę tez że właśnie całe gówno mechanizmów działania uzależnienia od opiatów jest takie że tego mechanizmu się NIE odczuwa. 
Ja walę 3x dziennie i nie powiem Ci czemu, mam 100% pewność że nie jestem wjebany, nie odczuwam parcia psychicznego i uważam że nie mam problemu. 
Tak odczuwam subiektywnie, ale wiem jak jest obiektywnie. Obiektywnie jestem wjebany po uszy, próbuję coś z tym robić ale to ciężka walka... bo nie widać wroga... bo nie czuć tego gdzie jest problem... Kodeina i opiaty tak przekręcają wszystkie myśli że nie widzisz problemu, nie czujesz go, wbijasz dziennie w żyłę igłę i dosłownie jesteś 100% świadom tego co robisz i wierzysz w 100% w to że wszystko jest OK.
To jest to uzależnienie, to jest ten mechanizm, więc uwazam że w sumie go odczułeś przez to że nic nie poczułeś. Taki paradoks, ale własnie tym jest uzaleznienie, jedym wielkim paradokesm z którego tylko 3% ludzi którzy sprówowali wyszli (pierwszy link w google). Nie ma w kodzie i opiatach nic nadzwyczajnego... są 1000x lepsze fazy... ale i tak biorę, a inni ludzi i tak biorą.

I ogólnie tak jest z wieloma uzależnieniami, to tyczy tylko kodeiny, przy trawie, amfie, mefce, psychodelikach, zawsze na początku jest tak samo tj. nie czuć tego. Zależy od człowieka i samoświadomości, jedni zrozumieja szybciej inni później.

Ja piszę bardzo ogólnikowo bo nie mam czasu, ale o całym mechaniźmie uzaleznienia to można by gadać przez xxx dni a i tak było by mało, ale może chociaż troche naswietliłem co i jak.

Wymieniłeś tu też psychodeliki, czy uważasz LSD, czy grzyby za substancje uzależniające? Pytam, bo może coś źle odbieram. Chodzi o to, że zostało potwierdzone, iż ta grupa związków nie wywołuje uzależniania, ani fizycznego, ani psychicznego.

Marek Edelman

Ostatnio się śmiałem z tego. Psychedeliki nie są uzależniające, ale można się uzależnić od stanu psychodelicznego.

To tylko sen samoświadomości.

Oczywiście, że uzależniają. Jasne nie każdy się wjebie, tak jak nie każdy się wjebie w stimy. Uzależnić się można  od grania w csa, obgryzania paznokci, majonezu czy telewizji.

Myślę że wszystko napisali powyżej, więc jak najbardziej można się uzależnić, napewno psychicznie, a fizycznie to jest sporna kwestia, czym jest "fizyczna zależność". Biorąc często i manipulując serotoniną w mózgu uważam że po odpowieniej ilości czasu powtażalności zależność biologiczna/fizyczna również powstanie, napewno nie będzie ona taka widoczna jak przy benzo albo opiatach (żyganie, sranie, ból ciała), ale wystarczy że zacznie objawiać się w postaci złego samopoczucie z zaburzonej równowagi serotoninowej gdy przestaniesz dostarczać coś do czego mózg się przyzwyczaił.

Tj. biorąc często chcesz czy nie mózg przyzwyczaja się do obecnego "stylu życia" jak przestaniesz brać to dla mózgu to jest szok, i nie ważne czy to psychodeliki, opiaty, hazard, czy gra w CS'a, odczujesz to "fizycznie" że przestałeś dostarczać organizmowi "narkotyk". Fizycznie - nie oznacza tylko srania, żygania i trzęsących rąk ale to że mózg zauważa że brakuje czegoś do czego sie przyzwyczaił i robi hece większe lub prawie niezauważalne... ale robi.

Dokladnie. Jak popatrzeć na forum nawet to znakomita część użytkowników psychodelików raczy się nimi jak lekiem na złe samopoczucie. 

Ok, rozumiem, że macie takie spojrzenie na tą sprawę. Ja jeśli biorę jakoś substancję, to jestem zdania, że się do tego przygotowuję. Nie mówię, że robię to perfekcyjnie, bo to pojęcie względne. Jednak z moich informacji wynika, że uzależnienie się od psychodelików jest prawie nie możliwe. Człowiek uczy się całe życie, cóż. Jeśli chodzi o moją przygodę z psychodelikami to w ciągu ostatnich dwóch lat przyjąłem 3 razy LSD, odpowiednio 2x200 Mikro i raz 150. Do tego dochodzi 3-4x grzyby. Jeśli chodzi o LSD, to faktycznie pierwszy raz przyjąłem je rekreacyjnie. Chodź dzięki mojemu pierwszemu podejściu do kwasu odstawiłem alkohol i prawie w ogóle go nie pijam. Uważam to za plus. Drugie podejście do LSD również było całkowicie rekreacyjne, natomiast przy trzecim popracowałem nad sobą, tak przynajmniej ja uważam.

 

Jeśli chodzi o grzyby, to pierwszy raz była mikro dawka - 0.6 grama McKenna. Następnym razem również była to mikro dawka. Trzeci raz to były 2 gramy. Również pozwoliło mi to nad sobą popracować. Jeśli chodzi o chęć do brania to jej nie odczuwam. Wiem, że to, iż jej nie odczuwam nie musi oznaczać, że nie jestem uzależniony. Jeśli chodzi o częstotliwość zażywania, to nie była ona regularna. W różnych odstępach czasowych.

 

Czy sklasyfikowalibyście moją osobę, jako uzależnionego? Pytam szczerze i jestem otwarty na wszelkie słowa krytyki, czy wyjaśnienia. Powiem jeszcze, że psychodeliki zdecydowałem się zażyć właśnie dlatego, że po dokładnym rekonesansie - (tak sądzę) nie widziałem w nich potencjału uzależniającego.

 

Proszę o odpowiedzi i pozdrawiam :)   

Marek Edelman

Uzależnienie fizyczne nie występuje przy psychodelikach i to jest dla mnie fakt. Nie ta klasa substancji. Uzależnienie psychiczne występuje od stanu psychedelicznego, a nie stricte od psychedelika. Tylko, że ten stan można wywołać medytacją, muzyką itd... Stymulanty, gdy przestaniesz je brać będąc uzależnionym sprawią Ci fizyczny ból - tu boli, tam boli, ej zapomniałeś wziąć swojego leku. Z opiatami to jest tak, że możesz nawet nie przeżyć nagłego odstawienia. Przy psychedelikach nie ma żadnego bólu, żadnego głodu. To jest tęsknota - psychika. Biorąc pod uwagę jak wiele osób cierpi na body load, (który występuje właśnie przez brak przygotowania), to śmiem twierdzić, że w większości przypadków fizyczne ciało wręcz mówi, by tego nie brać. W ogóle to ludzie mają różne predyspozycje co do rodzaju substancji i dużo zależy od powodu sięgania po nią. Z tego, co piszesz bierzesz psychedeliki z podobnego powodu, co ja, tzn. żeby nad sobą pracować, żeby przypomnieć sobie to, o czym i tak od samiuśkiego początku wiedziałeś, a nie po to by "bania była". Na pewno ciągnie Cię do tej klasy. Nie ma się jednak czego obawiać w temacie uzależnienia od psajko, bo siła takiego uzależnienia jest mniejsza od uzależnienia od internetu, czy czekolady. Psychedeliki zabierają niewinność, ale dużo możesz się dzięki nim nauczyć. Nie będzie tak, że musisz wrzucić kwasa, bo Cię rozniesie, albo zjeść Grybki, bo będzie Cię skręcać. Nie weźmiesz, to mówisz sobie: "no szkoda, następnym razem" i po faworkach. Nie przekroczysz żadnej granicy moralnej, żeby zdobyć lizergamid, czy tryptaminę. Ja to wręcz mam czasem tak, że chciałbym polatać, ale Kosmos mi mówi, że dzisiaj nie i wiem, że jeślibym jednak się zdecydował, to nie byłoby miło. Tylko raz nie posłuchałem...

To tylko sen samoświadomości.

" Z tego, co piszesz bierzesz psychedeliki z podobnego powodu, co ja, tzn. żeby nad sobą pracować, żeby przypomnieć sobie to, o czym i tak od samiuśkiego początku wiedziałeś, a nie po to by "bania była"." Jestem niezmiernie ciekaw jak pracujesz nad sobą za pomocą DMT xD albo te twoje wcześniejsze tripy, po 300 "naukach" po 8+h każda powinieneś być już zajebiście wyexpiony

"Przy psychedelikach nie ma żadnego bólu, żadnego głodu. To jest tęsknota - psychika" Ta tęsknota to jest właśnie głód.

"Przy psychedelikach nie ma żadnego bólu, żadnego głodu. To jest tęsknota - psychika" ------- "Ja to wręcz mam czasem tak, że chciałbym polatać..."

I stanu jak po grzybach, kwasie albo DMT nie wywołasz medytacją - to jest niewykonalne. A co dopiero muzyką

Stanu fizjologicznego z pewnością nie, ale wgląd będący jego istotą jak najbardziej można.

W takim razie po co brać psychodeliki? Dla "stanu fizjologicznego" ktory jest fazą.

To jaka to jest faza i ile może dać to inna rzecz, bo to jeszcze inna kwestia. Nie ma co ukrywać branie psychodelika z intencją zmiany gdy osoba jest zagubiona uważam że jest 1000x lepszym rozwiązaniem niż wzięcie w tej samej sytuacji opiatu, czy amfy i może dać niewymiernie duże korzyści. Co zresztą sam za niedługo sprawdzę i będę mądrzejszy o te doswiadczenie. Obecnie przeszedłem na bupre i z niej schodzę, na końcu drogi planuję przyjąć psychodelik, jaki to sie jeszcze okaże, ale wierzę że obróci on moje życie o 150% tak jak kiedyś kiedy odstawiałem i to była dla mnie wielka pomoc. Co nie zmienia faktu że samo zażycie jest pewnie kolejnym elementem "mojego głodu"

Żeby nie było sprzeczności uważam że uzależnić się można... ale to ile może dać sama faza to inna sprawa. "Potencjał uzależnienia jest niski/bądź zerowy" i to jest prawda, przykładowo w 1 osoba na 50 zacznie walić psychodeliki często innym sama faza wskaże ściezke, lepszą lub gorszą i nawet jak doprowadzi ona do kolejnego wzięcia (głód) to i tak jest to 1000x lepsze od brania innych rzeczy w tym samym czasie.

Zobaczymy co mi w najbliższym czasie pokażą psychodeliki i będę mądrzejszy o te doświadczenia i napewno gdzieś umieszczę je w swojej wiedzy na temat uzależnienia.

Dla esencji.

Dokładnie tak jest Abli. Byłem ostatnio na koncercie mis i innych takich (całkowicie na trzeźwo) i lot lepszy, niż na kwasie z wizualizacjami włącznie, a moja znajoma miała wizję ognia i okazało się, że w jej bloku był pożar. Ale przecież trzecie oko nie istnieje, a podróże to zwykła bania i lepiej nie pisz o wglądzie, bo to przecież tylko autosugestia, heh.

To tylko sen samoświadomości.

Ogólnie się zgodzę, sam kiedyś dużo medytowałem i jeździłem po spotkaniach medytacyjnych. Sama medytacja jest niesamowicie oczyszczająca, a to co się może dziać podczas jest "inne" od rzeczywistości, nie powiedział bym że takie jak po kwasie, ale napewno "faza jest". Tylko że żeby ją osiągnąć trzeba medytować nie dla samej fazy... gdy człowiek medytuje... tak PRAWDZIWIE medytuje to doświadcza spokoju, szczęścia... miłości... ale też halucynacji wzrokowo/słuchowych ciężko opisać to co się dzieje podczas... tak samo jak ciężko opisać tripa ale nie da się tego osiągnąć jak tak z biegu jebniesz się na ziemię w kwiecie lotosu i zamkniesz oczy. To tak nie działa, taki "odpoczynek" napewno pomoże ale żeby "przebić" się trzeba mieć jak to mówili "wysoką" energię tj. poprostu żyć w zgodzie ze sobą.

Osobiście doświadczyłem niesamowitych odczuć podczas medytacji... ale to było w momencie "wielkiego szczęścia" w moim życiu, które obecnie zagubiłem. Teraz próby medytacji również działają ale moja energia jest na bardzo niskim poziomie.

Heh, jak bym miał opisać co odczuwałem przy medytacji, to po poprzedzającej jodze kundalini i medytacji przy pokoju oczyszczonym szałwią, siedze z zamkniętymi oczami... i nagle jest takie uczucie... jakby przez cały kręgosłup energia przepływała i uderzała w twój mózg... wszystkie kolory, dźwięki nagle się rozciągają, przed oczyma teatr z kolorów i kształtów i znajduję się w wielkiej spokojnej takiej niesamowicie "idelanej" przestrzeni miłości... no nie da się opisać.. ale napewno jest to różne od normalnej trzeźwej "jaźni", a wokół mnie krążą dźwięki relakcującej muzyki, dosłownie krążą... namacalnie.

Więc ogólnie medytacja robi swoje ale trzeba mieć dobre podejście. Tak samo jak psychodeliki robią "swoją robotę" jak się do tego odpowiednio podejdzie.

Do oczyszczenia aury świetnie sprawdza się dyfuzor i olejki eteryczne. Im więcej masz energii i im ona jest czystsza, tym szybciej i głębiej wejdziesz w medytację. Cudowna jest medytacja pod Słońcem pod mądrym drzewem (np. Dąb, Wierzba itp.) - Energia wręcz wlewa się przez czakrę korony napełniając "dzban". Ptaszki śpiewają, motyle Cię obsiadują, a w tle cichutkie ambienty:-) Bardzo przydatne są minerały do medytacji. Osobiście przeczytałem dziesiątki kamieni i stwierdzam, że najwięcej "many" mają opale. Bez doświadczenia warto zacząć od łatwiejszych minerałów, jak malachit, lapis lazuli, chryzokola, rubin, kryształ górski, ametyst itd. Wyboru kamienia radzę dokonać na jakiejś giełdzie - na pewno wybierzesz kamyk najodpowiedniejszy dla Ciebie w danej chwili i sytuacji. To tak dla informacji ogólnej.

 

Medytacja raczej to uczucie miłości wyzwala i pozwala na dostrzeżenie (niby ukrytego) piękna. Najlepszym znanym mi sposobem na podniesienie poziomu energii jest tworzenie sztuki. Czy to granie, malowanie, czy rzeźbienie etc.

To tylko sen samoświadomości.

Spokojnie wybór kamienia mam już za sobą i bardzo wzmagał kiedyś moją medytacje, miałem swój kamień i przedmioty naładowane energią.
Mówisz dokładnie tak jak mi mówiła Pani ze sklepu ezotyrycznego.
Kiedyś przyszedłem do owego sklepu, chcąz zapoznać się z kamieniami i zapytałem o co z nimi ogólnie chodzi, żeby mi opisała który najlepszy i wgl. Powiedziała mi że mam nic nie czytać, a wybrać ten który uważam za słuszne (najlepiej się czuję przy nim) i dopiero potem o nim poczytać.

Heh, się okazało że wybrałem kamień który jest na wszystkie problemy jakie miałem w tamtym czasie. Do teraz zdziwieniom nie ma końca :P

Kolejne zdziwienie było jak odczułem że kamień stracił swoją moc i źle się przy nim zacząłem czuć. Zamiast mnie ładować to odbierał mi energie. Zapytałem na pewnej grupie o transferingu na FB, czy może się tak zdarzyć że kamień zaczyna działać źle. Się okazało że to normalne i żeby odzyskał właściwości, sprobować oblać wodą jak nie pyknie to na kilka godzin z solą, a jak to nie pomoże to zakopać.

No ogólnie to niesamowite jest to że poczułem coś o czym nie wiedziałem, a potem okazało się że to powszechnie odczuwalne. No i tak moja ścieżka ku oświeceniu idzie, nic nie czytam a potem się dowiaduję że coś co "odkryłem" od lat już istnieje... i to właśnie jest piękne.

Heh, dobre jest to że jeszcze miesiąc temu, wypierałem wszystkie te "magie"... dalej mam problem z odnalezieniem na nowo tego "połaczenia" ale widzę że bez niego nie przetrwam odstawienia, więc próbuję różnymi sposobami ale nic na szybko... zresztą coś tam emailowaliśmy wiec wiesz ;)
Czuję że żyjąc w zgodzie z energią... mam się poprostu lepiej na duchu, a co za tym idzie wierzę że uda mi się odstawić i wrócić do normalnego życia.

Jeszcze nie mogę powiedzieć że to mi pomogło... bo dalej biorę substytut i wszystkie zmysły są raczej zamglone ale to jest jedyna rzecz którą mam od tak i czuję się przez to lepiej.

Zabawne... bo odkrywam to po raz kolejny w życiu, już raz to wszystko odkryłem i mam wrażenie że nic mnie nie zaskoczy... a jednak za każdym razem kiedy się wyciszę jestem zadziwiony że to jako tako działa. Narazie chujowo, ale jednak jest trochę lepiej niż chujowo.

O wszystko trzeba dbać, a wtedy i w życiu dobrze się układa. Halit (sól) do oczyszczania, to tylko w skrajnych wypadkach bym polecał - niektóre kamienie może nieodwracalnie zniszczyć. Lepiej oczyszczać za pomocą wody (niektórych nie wolno - sole, siarczki itd.) Zakopywanie w ziemii, to już ładowanie kamienia. Większość ładuje się za pomocą porannych/wieczornych promieni Słońca, lub w blasku księżyca, ale nie tylko. Różnie to bywa. Tytułowy ametyst opłukuj raz na tydzień wodą. Ładuj Księżycem (bo przez Słońce blednie), lub za pomocą hematytów. Hematytów nie oczyszczam, tylko wstawiam do zamrażalnika na noc i są czyste i naładowane. Ametyst - czakra korony (kolory biały i fioletowy). Jeśli planujesz kupić, to polecam urugwajski. 

 

Ogólnie, to jest w Tobie moc i wierzę w Ciebie głęboko, że wyjdziesz z tej nory uzależnienia. I choć wiadomo, że co się zobaczyło i poczuło, to się nie odzobaczy i nie odpoczuje, to z każdym dniem będzie lepiej:-)

To tylko sen samoświadomości.

Ze zmęczenia głupotę napisałem... Oczywiście rozładować za pomocą hematytów. Oczyścić wodą, rozładować hematytami, naładować Księżycem.

To tylko sen samoświadomości.

To Cię jeszcze domęcze.

Masz coś do powiedzenia o zwykłym najzwyklejszym skaleniu, najpospolitszym minerale na Ziemi? Masa kryształów badzia się właściwie wszędzie, nikt na nie nawet uwagi nie zwraca...

Właściwie do czego się odnosisz, skoro nie rozwinęłem co mam na myśli pisząc o wglądzie?...

To do szamana.

To był sarkazm dla tych, co chcieliby zanegować owy wgląd, czakry itd., i którzy tłumaczą więcej, niż powinni sugestią. Może zabrzmiało niefortunnie.

To tylko sen samoświadomości.

Chodziło o konkretny wgląd, wgląd w naturę własnego istnienie, nie zaś żadne paranormalne wizje i przypadki. Jeśli już ćpam psychodelik, to z nadzieją na powtórkę, że znów zasłona odpadnie, to dla mnie esencja doświadczenia psychodelicznego, jego finał. Tam miłość jest oczywista, a potworności świata wymyślnym dowcipem (świat jako żart Atmana). Całej tej fizjologicznej otoczki działania psajko, kolorków, wglądzików i innych cudoności najlepiej mogło by nie być. I oczywiście, to niemniej "fizjologiczne" i uzależniające, tak użyteczne jak próżne.

Kwas daje radę? :D

Kwas nie, ale Grybki dają radę;-) Po czasie pływanie kwasowe stało się dla mnie nużące. Pewnie, że mogło by tego wszystkiego nie być, byleby utrzymywać jedność i radość, i pić nektar miłości. Nie zapominać siebie i swej doskonałości. Bardzo mi się jednak, mimo wszystko podobają wzorki, jakie malują Grybki, nie mówiąc o Chandze. Wgląd to wgląd. Wizualizacje i "fizjologia" to dodatek.

To tylko sen samoświadomości.

Według mnie uzależnienie od psychodelików dalece przekracza to od np. stymulantów i może wystąpić już po pierwszym zażyciu. Wiele osób "przeprowadziłem na drugą stronę" i niewielka część z nich przestała tripować. 

Ja w ciągu ostatnich dwóch lat przyjąłem 1x 20mg oxycodone HCL i 1x 200mg tramal retard - ale to nie znaczy, że inni też. Znakomita część tripujących nie wyobraża sobie nigdy w życiu już nie zatripować. Z psychodelikami jest ten problem, że są "używane do pracy nad sobą" "dosięgnięcia wyższego ja" i innych takich pierdół - ale chodzi o to żeby się naćpać. Każda wymówka jest dobra.

Marihunaen - taka spoko, nie uzależnia itp. a zobacz ile ma stron Detox od trawy na HR.

Zobacz na PanSzaman - gość ma ponad 300 tripów na LSD i pisze, że LSD nic mu więcej nie może pokazać - czyżby zakończył naukę? Pali (z tego ci widać) dosyć często DMT, które "naukę" niesie ze sobą żadną, taki zabawowy psychodelik z pierdolnięciem, jak szałwia. 

Te "nauki" z psychodelików to po prostu podatność na sugestie wynikająca z ich brania - możesz mieć piękny trip, ale wystarczy po nim karmić się gównem (mentalnie) i chuj, a nie "nauka" będzie.

Czy jesteś uzależniony? Zależy co przez to rozumiesz, ale sam sobie odpowiedz - czy jesteś w stanie zrezygnować z psychodelików, od tak? Nigdy już więcej "tego" nie poczuć?

Opiszę niedługo moje eksperymenty psychodeliczne, może nawet dzisiaj.

 

To dziwne uczucie, bo patrząc obiektywnie na to, co napisał użytkownik "Gryby", mogę się uważać za osobę uzależnioną. Tzn. jak na razie nie czuję tęsknoty za "fazą", ale nie jest powiedziane, że już nigdy nie spróbuję. To jest dziwne uczucie też z tego względu, że zacząłem się interesować, co ludzi pociąga w Kodeinie, czy helu. Ja słysząc o opisach typu: "hel - daje obezwładniającą przyjemność", to raczej się boję i uważam, że nigdy nie spróbuję opio. A tu wychodzi sprawa z psychodelikami z tym, że naprawdę zauważyłem polepszenie np. w kontaktach interpersonalnych, czy kreatywności. Jednak wiem, że na psychodelikach jest się podatnym na sugestie, nie tak jak np. na skopolaminie, ale jednak. Pamiętam, jakie wrażenie zrobił na mnie Twój raport - "Podróż do źródła". Wzbudził we mnie niesamowitą ciekawość.

Czy wyobrażam sobie, że już nigdy nie wezmę LSD, czy grzybów? Nie wiem. Eh naprawdę jestem rozwalony. Muszę brać pod uwagę, że jestem uzależniony, muszę to dokładnie rozważyć. hehe Pamiętam raport jednego z użytkowników - "To nie jest kolejny zwykły raport o kodeinie", czy jakoś tak. Rozniosło mnie to, jak ten raport został napisany i użytkownik dalej, jakby próbował się utwierdzić w przekonaniu, że to nie uzależnienie. A inni użytkownicy mu tak pięknie pokazali, że jest zupełnie odwrotnie. Tak "Z buta".

Wiem też, że powinienem szukać innych sposobów rozwoju osobistego, a nie tylko psychodelików.

W wielu artykułach jest napisane, że grzyby, czy LSD to substancje nieuzależniające.

Chyba zostałem delikatnie mówiąc, sprowadzony na ziemię. Polecam zobaczyć moje raporty pt. "Zapiekanka" i "Kwastrzyn nad Odrą". Jak się komuś chce dla zagłębienia się w sprawę, o ile jest po co :)  

Marek Edelman

Strony

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media