Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

pierwszy raz z grzybami

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
W sumie to nieznane, jakieś 30-40 gramów świeżo zerwanych cubenów
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Własny dom, późne lato, godzina ~17:00, ciepło, ale nie gorąco. W głowie mętlik, plus ciekawość i lekki strach przed nieznanym.
Wiek:
28 lat
Doświadczenie:
Wtedy MJ, raz kwas, alkohol.

pierwszy raz z grzybami

Dawno to było, wyciągam wspomnienia z archiwum, więc mam nadzieję, że ząb czasu ich za bardzo nie nadgryzł. Właśnie teraz, w sierpniu, przypada czwarta rocznica naszej znajomości. Powiedzieć, że jest niezwykle owocna, to jak nic nie powiedzieć, ale o tym możecie się przekonać sprawdzając moje poprzednie TR. 

 

Wyhodowałem swoje pierwsze Cubeny w kicie. Z perspektywy czasu uważam, że byłem głupi i kompletnie nieprzygotowany do spotkania z Grzybami. Niby dużo czytałem HR, niby człowiek wiedział, że mogą pojawić się jakieś Byty, możliwe jest wyczuwanie ich obecności, ale nie dawałem temu wiary. Byłem także "w gorącej wodzie kąpany", nie czekałem na suszenie, nie kupiłem wagi (WAGA TO PODSTAWA, SERIO), zatem musiałem nieco chałupniczymi metodami określić, ile tam tych kapeluszy powinienem wziąć. Ze zrobionej na prędce wagi szalunkowej wyszło coś między 30 a 40 gramów mokrego materiału. Styka, pomyślałem. 

 

Grzyby zjadłem ze smakiem, choć było to dość dziwne doświadczenie. Surowy grzyb? Tak można? Ano można. Weszły gładko, nawet nie miałem jakichś większych problemów żołądkowych (a przynajmniej nie przypominam sobie bym je miał). Było mi niezwykle niewygodnie, więc szukałem przez pierwsze minuty od przyjęcia swojego miejsca. Ułożyłem się tak, że miałem okno przed sobą, a za nim niebo z dużymi obłokami, które od czasu do czasu to odsłaniały, to przesłaniały naszą gwiazdę. Niepokój ściskał mnie od środka, zupełnie nie wiedziałem czego się spodziewać. Wcześniej miałem tylko niewielkie doświadczenie z jednym kartonikiem, który dał mi piękne OEVy, o których jednak może kiedy indziej. 

 

Nie jestem pewien po jakim czasie, ale zacząłem odczuwać pierwsze efekty, przejawiające się poprzez widok strasznych kształtów chmur. Jedna wyglądała jak Krzyk, inna jak jakiś demon, kolejna morfowała znacznie szybciej, niż powinna w rzeczywistości. Nie chciałem na to patrzeć, zamknąłem więc oczy w nadziei, że strachy sobie pójdą (nieco się wtedy osrałem, przypomnę tylko, że nie miałem pojęcia co będzie dalej). Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Zalała mnie fala światła, prostokątnych fraktali, linii geometrycznych na aztecką modłę. Nadal byłem przerażony, ale teraz też jednocześnie zafascynowany tym światem. Wtem pojawili się Oni. Sparaliżowali mnie momentalnie, zastygłem, wydawałoby się, na długie minuty bez ruchu. Jeden z nich zaczął się powoli zbliżać ku mnie, celując w moje czoło. Chwilę później czułem jakby skaner przeszywał moje całe ciało, badając mój stan zdrowia. A JEDNAK ISTNIEJĄ. Nie dowierzałem "własnym oczom" (te wciąż były zamknięte!). Wylądowałem w międzyczasie na podłodze, jakoś wydawało mi się to bardziej odpowiednim miejscem do przeprowadzenia spotkania pierwszego stopnia z Nimi. Postać powoli odskoczyła ode mnie i wydobyła neonowe naczynie (?), wciąż łypiąc na mnie i zachowując dziwny wyraz "twarzy". Jakaś niesłychana siła wpłynęła na ciało, dając mi do zrozumienia, bym otworzył usta. Postać wlała we mnie strumień światła, ni to laser, ni to neon, a traf chciał, że przez okno wpadł do pokoju ciepły promień słońca - prosto na moją twarz. Dosłownie czułem lecznicze działanie świetlnego nektaru. 

 

Wlał, ile chciał i odszedł. Otworzyłem oczy, słoje na drewnianych drzwiach wesoło tańczyły. Byłem zachwycony wizją, która właśnie odchodziła i nie mogłem uwierzyć, że to przydarzyło się także mnie. Wstałem, krok nieco chwiejny, więc postanowiłem zostać w domu dłużej. Zszedłem na dół, nie mogłem za bardzo niczego przełknąć, zostałem zatem przy soku pomarańczowym. Nie byłem pewien, czy to już wszystko, czy będą jeszcze jakieś fajerwerki. Pamiętam dobrze poczucie wielkiej poprawy, choć za bardzo nie wiem, czego owa poprawa konkretnie dotyczyła. Po prostu, było >>lepiej<<. Resztę czasu spędziłem na rozmyślaniu, wyszedłem też w końcu przed dom, rozejrzeć się po okolicy. Źrenice wskazywały nadal, że coś było brane, a ja miałem wielką ochotę z kimś porozmawiać, choć nie było z kim. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, tak jak i moje pierwsze doświadczenie, które na pewno zapamiętam do końca życia. 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
28 lat
Set and setting: 
Własny dom, późne lato, godzina ~17:00, ciepło, ale nie gorąco. W głowie mętlik, plus ciekawość i lekki strach przed nieznanym.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Wtedy MJ, raz kwas, alkohol.
Dawkowanie: 
W sumie to nieznane, jakieś 30-40 gramów świeżo zerwanych cubenów
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media