Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

badacze w kapeluszach

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
5.0 grama suchych
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Noc, brak zbędnego towarzystwa, humor jak zwykle dopisywał, własny dom.
Wiek:
31 lat
Doświadczenie:
Grzyby wiele razy, marihuana wiele razy, kwasy kilka razy, raz w sporej ilości dobry koks.

badacze w kapeluszach

Godzina 22:38 — właśnie połknąłem ostatnią parasolkę z ferajny o wadze pięciu gramów. Wiedziałem, że będzie to lot wysoki, bo dobrze znam te grzyby — w końcu sam je wyhodowałem. Rozpaliłem sobie w kominku, przygotowałem spanko i ułożyłem się wygodnie, czekając na pojawienie się pierwszych efektów.

 

Około 23:00 pojawiły się pierwsze zmiany percepcji, dziesięć minut później wpadłem do rozpędzonego wagonika fraktalnej kolejki górskiej. Było to jak do tej pory najintensywniejsze wejście grzybów, jednak wprawa pozwoliła mi czerpać z tego wyłącznie przyjemność i zachwyt. Wpadłem nagle do grzybowego świata, przywitały mnie istoty wyglądające jak kłęby kabli elektrycznych, czułem, jakbym znalazł się na czymś w rodzaju sali przylotów na lotnisku, będącej równocześnie hubem przesiadkowym do innych rodzajów transportu.

 

Przerzucono mnie do poczekalni, więc postanowiłem otworzyć oczy. Naszą rzeczywistość przesłaniał wyraźny, grzybowy filtr, choć nie można tego nazwać OEVami z prawdziwego zdarzenia. Chwilę starałem się ochłonąć po przejażdżce, chciałem też jak najwięcej z tego zapamiętać. Do tej pory doskonale pamiętam uczucie prędkości i zmieniające się kolory niczym w kalejdoskopie.

 

Zamknąłem oczy ponownie, odwróciłem się na drugi bok i pozwoliłem grzybom znów przejąć stery. Podłączyły się do mojego umysłu bez pytania o zdanie i zaczęły go badać. "Poruszyły" temat miłości, jako uczucia, które nie jest obce zarówno nam, jak i im, jednak dały mi do zrozumienia, że widzimy ją w zupełnie innej skali. Dla nich jest to uczucie zero-jedynkowe — albo się kocha, albo nie. Wszystkie strzępy grzybni łączyły się ze sobą poprzez wzajemną miłość do siebie, bez rozróżnienia na części mniej, lub bardziej kochane. W przypadku ludzi zachodzi wartościowanie (kocha się bardziej lub mniej) oraz rozróżniamy rodzaje miłości: inaczej kochamy swoje dzieci, inaczej rodziców, a jeszcze inaczej żonę/męża czy rodzeństwo.

 

W mig zrozumiały, o co mi chodzi i nie chcąc być dłużnymi, dały mi próbkę tego, co same odczuwają, łącząc się z Absolutem. Sekundę potem zostałem rażony uczuciem tak silnym i adekwatnym, że do tej pory miewam ciarki, jak sobie o tym przypomnę. Niesamowicie silne łącze, wręcz niemożliwe do odtworzenia w naszym świecie.

 

Otworzyłem oczy, przepełniony euforią. Spojrzałem na białą ścianę oświetloną żółtym blaskiem lampki nocnej, na której wyświetlił się przestrzenny, falujący obraz tych istot — pierwszy raz jako OEV! Powtarzałem: "Oni tu są, oni naprawdę tu są!" Czułem się jak odkrywca innej cywilizacji, jakbym jako pierwszy przedstawiciel naszego gatunku miał sposobność poznać inną formę inteligencji. Inteligencji nie tyle pozaziemskiej, co wręcz międzywymiarowej. Zorientowałem się też, że grzyby nie są wszechwiedzące: one nadal badają ludzkość, poznają nasz punkt widzenia, który dla nich może wydawać się równie abstrakcyjny, jak ich dla nas. Najprawdopodobniej nie jesteśmy też jedynymi, którzy się z nimi łączą, co nieco mnie zasmuciło, ponieważ w jednej chwili prysł nimb wyjątkowości otaczającej ludzkość.

 

W międzyczasie haj się wzmagał, otoczenie już bardzo wyraźnie fraktalizowało, mój głos brzmiał metalicznie, koordynacja ruchowa pozostawiała wiele do życzenia. Czułem, że coś się dzieje, jakbym był obiektem kolejnego eksperymentu kapeluszników. Stopniowo popadałem w lekki obłęd. Pojawiła się nawet myśl, że tak już mi zostanie, bo fala cały czas się wznosi i nie widać końca. Spojrzałem z wielkim trudem na telefon: 00:30, a do szczytu chyba jeszcze daleko. Dużym nakładem świadomości opanowałem strach, wpadłem też na myśl, że to może być swoisty "brak paliwa" dla mózgu, więc chwiejnym krokiem udałem się na dół, by napić się soku pomarańczowego i zjeść kawałek czekolady (w ogóle nie czułem głodu, więc przełykanie szło opornie).

 

Jakiś czas później poczułem, że już się nie wznoszę, a raczej spokojnie szybuję, zacząłem sobie przypominać, kim jestem (w pewnym momencie zupełnie zapomniałem, co lubię robić na trzeźwo, jakie rzeczy mnie bawią, a za czym zbytnio nie przepadam). Powiedziałem na głos:

 

- Jak to dobrze jest wrócić!

 

Wiedziałem już na sto procent, że faza się nie zawiesiła. Poczułem ogromną ulgę i nadzieję na (dosłownie!) lepsze jutro. Po czasie zdałem sobie sprawę, w jakim celu grzyby przeprowadziły ten eksperyment. Jeżeli rozumiemy życie, jako serie doświadczeń, to by doświadczyć uczucia ulgi, nie można wcześniej zapomnieć o bólu i cierpieniu. Jedno wynika z drugiego.

 

Noc była ciemna, jednak postanowiłem wyjść na zewnątrz. Nieliczne światła jaśniały ze zdwojoną siłą, nadal widziałem mrowie drobnych wzorów i fraktali, jednak wizualnie już nie czułem się tak przytłoczony. Nie mam pojęcia, jak dużo czasu spędziłem poza domem. Do powrotu zmusił mnie pęcherz oraz falowanie peaku. Faza jakby zaczęła wracać, wyraźnie czułem przypływ drugiej fali. Czytałem o tym wielokrotnie, po kwasie nawet tego doświadczyłem, ale podczas grzybowego tripu do tej pory nie miewałem z tym styczności.

 

Nastrój znów się obniżył, zatem i tym razem wcisnąłem w siebie odrobinę cukrów, popijając sokiem i wodą na zmianę. Jak przewidywałem, drugi peak nie znajdował się tak wysoko, jak pierwszy i też w pewnej chwili grzyby zaczęły definitywnie odpuszczać. Byłem jak zwykle po takich dawkach wyczerpany, choć rzecz jasna o zaśnięciu nie było mowy. Przy zamkniętych oczach widziałem bardzo realne, powoli poruszające się... mechanizmy? Tak to wyglądało. Jakby wrota, zatrzaski, skomplikowane koła zębate.

 

Nauczony poprzednimi doświadczeniami, nie próbowałem za wszelką cenę zasnąć. Starałem się nie walczyć z niczym i wsłuchiwać się w dźwięki w mojej głowie (dałbym sobie rękę uciąć, że słyszałem kompozycje muzyki elektronicznej). Wzrok nadal odmawiał posłuszeństwa przy próbach przeglądania internetu na telefonie, próbowałem coś czytać raz jednym okiem, raz drugim, ale w końcu dałem za wygraną. Czytanie druku tradycyjnego szło za to o wiele łatwiej, więc przerzuciłem się na pierwszą lepszą książkę z biblioteczki, której nawet nie czytałem ze zrozumieniem — służyła mi wyłącznie jako zajęcie oczu.

 

Potem zgasiłem światło i do 04:50 (wtedy ostatni raz zerknąłem na telefon) przewracałem się w łóżku. Niedługo potem przyszedł sen i ukojenie.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
31 lat
Set and setting: 
Noc, brak zbędnego towarzystwa, humor jak zwykle dopisywał, własny dom.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Grzyby wiele razy, marihuana wiele razy, kwasy kilka razy, raz w sporej ilości dobry koks.
Dawkowanie: 
5.0 grama suchych
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media