Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

dyptyk

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Szałwia Wieszcza - 0,25g ekstrakt x20
Grzyby - 6,35g
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Spotkanie z przyjacielem w moim domu. Nastrój miałem przedni. Czułem lekki strach pre
Wiek:
27 lat

dyptyk

Witam, opiszę tutaj dwa tripy. Jeden na Szałwii Wieszczej, a drugi na grzybkach.
Postaram się, aby opisy były w miarę wyczerpujące. Nie będzie to łatwe, ze względu na substancje
i ich dawki. W szczególności grzybków. Ekstrakt Szałwii x20, natomiast porcja kosmitów wyniosła dokładnie 6,35 gramów po zważeniu.

Zacznę od Szałwii, paliliśmy ją razem z Razielem. Umówiliśmy się, że on przyjedzie do mnie
na noc. Uznaliśmy, że tak będzie bezpieczniej. Ja przed jego przyjazdem przygotowałem nam lekki posiłek. Zupę pomidorową - krem z mozzarellą i grzankami na oliwie z oliwek. Jakiś dzień wcześniej wpadłem też na to, że mógłbym zjeść dwa grzybki, które mi zostały. Powiedziałem sobie:

- Zobaczymy, co Pani Salvia mi pokaże i wszystko wyjdzie w praniu.

Oczywiście nie miałem zamiaru mieszać grzybów z Salvią. Byłoby to cholernie nierozsądne, przynajmniej moim zdaniem i pewnie nie tylko moim. Do substancji staram się podchodzić
z przemyśleniem.

Zapalniczkę żarową kupiłem wcześniej, zakup bonga spadł na Raziela. Wcześniej czytałem kilka raportów nt. Salvi. Starałem się nie mieć oczekiwań, gdyż od jakiegoś czasu dochodzę do wniosku,
że oczekiwania potrafią sprawiać zawód. Nie myślałem o intencji przed zapaleniem Salvi.

[Drrrryyyyń, drrrrryyyyń!]

- Dzień Dobry, ABW!
- Dzień Dobry, zapraszam serdecznie - odpowiedziałem Razielowi - na razie nic na mnie jeszcze
nie macie - dodałem :)

Podałem do stołu starając się, żeby wszystko było gorące. Zaczęliśmy jeść i gadać o pierdołach.
On kupił świeczki zapachowe i bongosa. Oczywiście poinformowałem Raziela, że chcę następnego dnia zjeść te grzyby. Żaden z nas nie miał obiekcji, co do mojego pomysłu.

- Poczekamy, aż się ściemni i zaczynamy - przypomniał Raziel.
- Ok.

W międzyczasie okazało się, że zapalniczka, którą kupiłem, nie działa, a sprawdzałem ją - eh. Poszliśmy po następną. Zabawne - zapalniczkę zakupiliśmy u tego samego sprzedawcy, u którego Raziel kupił bongo.

- Zapalniczkę żarową poproszę - rzuciłem,
- Jaką - spytał sprzedający - młody chłopak z długimi, rozpuszczonymi włosami.
- Działającą :) - odparłem.

W końcu dokonaliśmy zakupu zapalniczki z latarką. Ruszyliśmy z powrotem do mnie. Czułem lekki strach, gdy zbliżaliśmy się do domu. Co to będzie? Z informacji, które posiadałem wynikało,
że Szałwia, to typowy halucynogen tzn. mogliśmy widzieć rzeczy, których tak naprawdę nie było. Jeśli o to chodzi podszedłem do sprawy poważnie.

Przygotowaliśmy sobie łóżko. Kołdra, poduszki poukładane w poprzek łóżka. Mam posłanie sporych rozmiarów, więc mogliśmy się rozłożyć, jak królowie. Zapaliliśmy świeczki zapachowe. Raziel odmierzył mniej więcej równe porcje suszu. Mieliśmy 0,5 g. na dwóch. Rzuciłem monetą, wybrałem orła i tak też moneta upadła, więc ja zaczynałem, wtedy poczułem strach.

- Dobra Marasku ułóż się wygodnie na łóżku, ja Tobie podpalę, pamiętaj, żeby najpierw rozpalić bongo, a potem dopiero wciągnąć zawartość banieczki - powiedział Raziel, jak do osoby jarającej pierwszy raz.
- No wiem - kurwa! :) Poczekaj, jeszcze nie jestem gotowy - rzuciłem.

Wziąłem kilka głębokich oddechów, przed przystąpieniem do palenia. Zgasiliśmy światło w mym małym domku, paliły się tylko świece. Z głośników sączył się Carbon:
https://www.youtube.com/watch?v=-9pgIVcB3rk

Dobra - zaciągnąłem się pierwszym buchem. Wciągnąłem dym do płuc, wypuściłem i powtórzyłem akcje drugi raz. Kiedy zaciągnąłem się trzeci raz zaczęło się coś dziać. Poczułem wchodzenie substancji. Moje ciało powoli sztywniało. I chlast. Nie pamiętam momentu osunięcia się na poduszki, ani tego, jak Raziel odstawił ode mnie bongo. Straciłem kontrolę nad swoim ciałem. Wpadłem
za znajdującą się za mną ścianę. Dokładniej mówiąc przeniknąłem przez nią. Zaraz potem wszedłem w ciało innego człowieka. To było tak, jakbym się przelogował do innej osoby. Widziałem jasne światło, jakby ktoś zapalił zwyczajnie lampę na suficie. Nagle zamiast laptopa i Carbon’u puszczonego z youtube, zobaczyłem telewizor i odtwarzaną na nim bajkę. W dziwnym nie zrozumiałym dla mnie języku. Była niezwykle wciągająca, ale nie jestem w stanie powiedzieć, co dokładnie widziałem
na monitorze.

- Tam jest........... telewizor - wykrztusiłem tylko do Raziela i wskazałem palcem na laptopa.

Miałem wrażenie, że leżę na plecach z rękoma wzdłuż tułowia i patrzę się oczami innego człowieka. Nagle usłyszałem stojącą obok mnie postać:

- Napatrzyłeś się już? - spytała nijakim głosem. Ja intuicyjnie uznałem, że to była kobieta. Nie mogłem się ruszać, byłem zupełnie sztywny. Jak kłoda drewna, której ktoś dał świadomość.

Potem zacząłem wracać - z laptopa leciał Carbon, a ja spostrzegłem, że jestem na łóżku. Jeszcze byłem dość mocno sztywny. Mogłem się już nieznacznie poruszać.

- Ile to trwało? - rzuciłem zaskoczony i zauważyłem, że w aneksie kuchennym pali się światło.
- Jakieś 3 minuty - odpowiedział R.

Wstałem jeszcze sztywny i zacząłem chodzić. Miałem lekko problem z oceną, czy jestem już w naszej rzeczywistości.

- Kiedy zapaliłeś światło i czemu to zrobiłeś? - spytałem.
- No pytałem się czy mogę zapalić i powiedziałeś, że ok, nie pamiętasz? - zdziwił się nieco Raziel.
- Nie, w ogóle - rzuciłem.

Opowiedziałem całego tripa Razielowi, przynajmniej to co pamiętałem. Miałem wrażenie, że Szałwia zabawiła się mną. Doszliśmy też do wniosku, że mogło dojść do chwilowego wyjścia z Matrixa. Mogło tak się stać tylko, dzięki Salvi, a ta świadomość, która do mnie mówiła, to coś, ktoś w rodzaju przewodnika lub strażnika, który jest dla nas istot na swój sposób złośliwy. Wszystko zależne jest
od dawki. Tzn. ta akurat postać była odpowiedzialna za dawki x20. Była złośliwa dla mnie, dlatego
że znudziło się jej prowadzenie ludzi na tej dawce i chciałaby być odpowiedzialna za większe dawki.

Druga opcja, jaką rozważaliśmy zakładała, że przeniknąłem do sąsiadów :D Wszedłem w ciało sąsiada, a świadomością mówiącą do mnie - „Napatrzyłeś się?” - tak naprawdę była sąsiadka mówiąca
do sąsiada, która nie wiedziała, że jestem w ciele jej męża. Ta opcja odpada, dlatego że wiem
o miejscu, w którym znajduje się ich telewizor i jest ono inne, nie pasujące do zaistniałej sytuacji.

Kiedy byłem już pewien swojego powrotu do naszej rzeczywistości, nadeszła kolej na Raziela i jego trip. Kiedy wrócił ze swojej podróży, dużo rozmawialiśmy o Matrixie. Przekazaliśmy też swoje przeżycia dwóm przyjaciołom X i Y. Na afterglow wszystko wydawało się być częścią spisku. Kiedy spojrzałem na zegarek, była 22:22. W pewnym momencie Y wysłał nam na telefony jakiś remix utworu z japońskiego anime. Posłuchaliśmy chwilę utworu z telefonu. W tle dalej odtwarzał
się Carbon z youtube. Na komputerze byłem zalogowany na swoim koncie google. Japoński kawałek odtworzył Raziel ze swojego konta na swoim telefonie. Kiedy Carbon się skończył, wskoczył
ten sam kawałek, który wysłał nam Y. Sytuacja była o tyle dziwna, że te dwa utwory były zupełnie różne tematycznie. Autoodtwarzanie działa zazwyczaj tak, że odpala kawałki o podobnej tematyce.
To pogłębiło motyw bycia sterowanym przez wyższe istoty. Swój trip odebrałem też, jako zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Moja podróż mogła być bardziej wciągająca i tu zostałem sprowadzony powiedzmy „na ziemię”. Raziel miał moim zdaniem bardziej intrygującą podróż.

W końcu znużyło nas zmęczenie, Raziel zapytał się mnie:

- Grzybki jutro na luzie wrzucasz?
- Tak.

Obudziliśmy się jakoś o 9:00. Raziel był moim gościem, więc przyrządziłem mu śniadanie.
Ja sam zażyłem grzybki na głodnego. On wsuwał jajecznicę z serem, a ja dwa grzyby o łącznej masie 6,35 g., około.

- Czekaj i to jest Twoja największa dawka, jaką przyjmiesz w życiu do tej pory?
- Tak - odparłem chyba obojętnym tonem :)
- Jaki koleś - :)

Jeśli o mnie chodzi to, nie miałem oczekiwań co do tego tripa. Po prostu czekałem na rozwój sytuacji. Raziel później wyruszał ode mnie do siebie. Wiedziałem, że będzie ze mną do momentu odpuszczenia peak’u. Jakoś chwilę po 10:00 on pałaszował jajecznicę, a ja swoje dwa grzyby. To było moje śniadanie. Zjadłem je na pusty żołądek i popiłem wodą. Myślę, że dlatego uderzyły z jebnięciem :D
Po około 20 minutach, zacząłem czuć się inaczej i powiedziałem o tym mojemu przyjacielowi.

- Naprawdę już - spytał zdziwiony.
- Wziąłem je na pusty, to dlatego.

Zacząłem odczuwać bodyload. Wiedziałem, że będzie mocno. Ładowanie objawiało się uczuciem ciężkości całego ciała. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole. Moje dłonie były oparte o blat.
W momencie unoszenia rąk czułem ich ciężar. Cały stawałem się ciężki. Miałem wrażenie, że działa
na mnie przeciążenie 3G. Nie pamiętam dokładnie, ale chciałem napisać jakąś wiadomość
do X, naszego wspólnego przyjaciela. Pisanie na dotykowym ekranie zaczęło być dla mnie ciężkie. Raziel jeszcze przed rozpoczęciem się tripa zaoferował pomoc, jeśli miałbym ochotę wyjść na spacer. Jednak całą podróż spędziłem w domu i nie żałuję.

Szanowne grzyby zaczęły żyć w moim ciele według własnych reguł i nie interesowały
się tym, czy mi się to podoba. Czułem się coraz bardziej obezwładniany. Żołądek miałem oblężony,
ale nie na tyle by zwymiotować. Po czasie wstałem, była 10:35. Po chwili przysiadłem na krześle, ścięło mnie. Zamknąłem oczy.

- Mam CEV-y - rzuciłem!
- Juuż? - spytał Raziel, zaskoczony.

Na prawie całej podróży, miałem najbardziej niesamowite CEV-y, jakie było mi dane doświadczyć dotychczas w moim życiu. Mam za sobą 4 spotkania z Albertem Hoffmanem i 5 spotkań z grzybami, razem z tym teraz. Muszę tu też nadmienić, że zauważyłem u siebie, moim zdaniem dziwną zależność. Na spotkaniach z LSD mam silne OEV-y, ale słabe CEV-y. Grzybki powodują odwrotną sytuację. CEV-y są bardzo silne, a OEV-y niewspółmiernie słabe.

Od kiedy pierwsze wzory pod oczami zaczęły się malować, zamknąłem powieki i nie otwierałem
ich przez 3/4 haju. Na początku widziałem ludzkie palce, a właściwie dłoń skierowaną palcami
do dołu. Dłoń zaczęła się wyginać i zniknęła. Na ten moment wizuale nie miały kolorów. Zaraz potem ujrzałem matrycę pokrytą milionami jasnych kwadracików, które zaczęły mrugać. Raziel poszedł skorzystać z łazienki, ja przeniosłem się na kanapę. Jak już wiecie mam wygodne łóżko :)
Gdy się położyłem na plecach, moje ciało coraz bardziej się wyłączało, ale nie bałem się tego. Byłem zaabsorbowany CEV-ami. Wstałem jeszcze tylko na sekundę i doczłapałem się do telewizoro-laptopa :D Żeby odpalić playlistę na tripa.

To zlepek różnej maści utworów, które kiedyś skomponował Raziel na swojego pierwszego grzybowego tripa. Moim zdaniem lista mega trafiona.

Leżałem na łóżku, a CEV-y zaczęły intensywnieć :) Pod moje powieki wylał się jasnozielony kolor, zaczął sobie płynąć. Był tak intensywny, jakby ktoś zamontował mi w oczach jasnozieloną 100 watową żarówkę i włączył światło.

- I jak tam Mareczku - Raziel wrócił z toalety.
- OOO będzie srogo :)

Przyjaciel zauważył, że odpaliłem playlistę do podróży. Ciekawostka - w trakcie i po tripie okazało
się, że na grzybach miałem wrażenie słyszenia muzyki dwa razy głośniej niż było to w rzeczywistości.

Raziel mało mówił w trackie całego tripa. Dzięki czemu pozwalał mi zagłębiać się w inny świat. Jasnozielony kolor pod powiekami falował niczym płachta i rozwijał na sobie wzory, jak na płótnie malarskim. Najpierw pojawiły się proste linie na tle tej zieleni. Tworzyły gałęzie drzew. Z drzew obraz zaczął przekształcać się w wielokąty. Sześciokąty, dwudziestokąty itp. Płótno z czasem stało
się trójwymiarowe. Trudno jest mi to opisać. Linie, które wcześniej tworzyły drzewa i figury wypełniły się przeróżnymi kolorami. Przeważały: zieleń, czerwień, fiolet. Mam wrażenie, że to muzyka,
jej bit tworzył ten teatr wizuali. W pewnym momencie postanowiłem jeszcze bardziej ograniczyć dostęp światła. Nie dość, że miałem zaciśnięte powieki, to dodatkowo przykryłem oczy dłońmi.

Nagle zieleń przybrała na sile, niczym laser dyskotekowy, żeby za chwilę przygasnąć i zamienić
się we fioletowe tło, na którym powolutku wyłaniały się jasne kule energii. Było ich 6 w trzech rzędach po dwie. Były trójwymiarowe. Kule znajdowały się dość daleko. Kiedy zaczęły się przybliżać, poczułem ciepłe prądy w okolicach podbrzusza. Przyjemne fale prądów rozchodziły się po tułowiu. Poza tym, moje dłonie, które nadal trzymałem na twarzy zaczęły się w nią wtapiać. Chwilami przestawałem je czuć. Były jednością z moją twarzą.

Pomyślałem, że mógłbym zacząć masować lico. Zacząłem przesuwać dłońmi od czoła przez całą twarz, aż do brody. W tym momencie doznałem nagłego uczucia szczęścia i przyjemności. Euforia przybierała na sile. Doznałem czegoś w rodzaju namacalnej samoakceptacji.

Raziel poszedł po raz kolejny skorzystać z toalety. Ja zapragnąłem wstać. Otworzyłem oczy i wstałem. OEV-y nie były tak silne, jak CEV-y. Moje mieszkanie ma jasne kolory, wszystko wydawało
mi się bardziej sterylne i ułożone, harmonijne. Kiedy stałem i oglądałem swoje mieszkanie, pomyślałem, że mogę potańczyć. Próbowałem zjednoczyć się z muzyką, ale w trakcie ruchu okazało się, że mam niesamowicie zwiotczałe wszystkie mięśnie. Trudno było mi się poruszać. Świat
pod powiekami był bardziej interesujący, intrygujący, wciągający, bliski. Jakby tam było moje miejsce w tym innym świecie. Postanowiłem wchłonąć się w galeony galaktyk bez reszty. Zanim Raziel wrócił ja już leżałem z powrotem na kanapie z zamkniętymi oczyma.

- Co tam Mareczku?
- Jest SROGO.

Nagle poczułem, jak przechodzą przeze mnie fale energii, które zaczęły mi się dodatkowo wizualizować. Widziałem je w postaci kolorowych jaskrawych kręgów. Były podobne do kręgów
na wodzie wywołanych kamieniem rzuconym w taflę. Z tym że moje kręgi czułem fizycznie. Rozchodziły się w różnych częściach ciała, np. jedna fala energetyczna powstała w okolicy brzucha, zaczęła rozchodzić się dalej po całym tułowiu. Z kolei dwie inne malutkie falki, zaczęły tworzyć
się na moich łydkach i rozchodziły się na obszarze całych nóg. Sprawiało mi to niesamowitą przyjemność. Jeśli pod powiekami kręgi mocy zmieniały wielkość, to odczuwałem fizyczną zmianę
w ciele. Chciałem, żeby ta chwila trwała.

- Ej Raziel, która godzina?
- 12:13 :)
- O jaaa straciłem poczucie czasu, zupełnie.

Dawka grzybów była na tyle mocna, że pamięć długotrwała mi się również sprasowała. Było tak -
w pewnym momencie zacząłem rozmyślać o wyjeździe, który miał miejsce jakiś czas temu w moim życiu. To było pozytywne wydarzenie. Kiedy kontynuowałem rozmyślanie zauważyłem, że nie jestem w stanie nadać ram czasowych wydarzeniom z przed wyjazdu i po powrocie. Wszystko zaczęło
mi się mieszać. Miałem wrażenie, że wydarzenia z przed wyjazdu, tak naprawdę miały miejsce
po powrocie i odwrotnie. Pamięć mi sfiksowała :D

Raziel wstał od stołu lub z łóżka, nie wiem dokładnie i podszedł do okna. Opowiadał mi, co widzi. Raziel - parafraza [Ej - Pani idzie z psem na smyczy, a wokół niej biega kot. Jaki usłuchany. To chyba
jej kot. Wygląda na mega oswojonego. Jaaa co on wyprawia! Poluje na coś. Łoł rozpędził się i wleciał
na drzewo i się od niego odbił, ale wariat :)]

W trakcie opowieści miałem cały czas zamknięte oczy. Stało się coś ciekawego. Miałem w głowie
dwa obrazy. Kolorowe CEV-y, które mnie za chwilę rozłożą, ale to za chwilę i obraz tej historii z Panią
z kotem i psem. Mój mózg CEV-y potraktował, jak normalny obraz przy otwartych oczach,
a wyobraźnia zadziałała, jak u człowieka nie będącego na grzybach.

Znowu zanurzyłem się w CEV-ach. Myślę, że w tym momencie osiągnąłem peak. Mój umysł zaczął tworzyć miasto. NeonCity :) Zobaczyłem kolorowo-jaskrawe twarze, fioletowo-zielono-czerwono-żółte. Zmniejszyły się i już po chwili ujrzałem tłum kolorowych ludzi, pędzących po ulicach miasta. Panował zmrok, ale miasto było rozświetlone neonami. Wszystkie budowle były niewyobrażalnie wysokie i kolorowe, też się świeciły i zmieniały kolory. Aż mnie zatkało. Nagle z tłumu wyłoniła
się postać młodej i pięknej dziewczyny o ciemnych oczach i blond włosach. To była najpiękniejsza twarz, jaką widziałem w życiu. Miała proste i delikatne rysy. Powiedziałem o niej Razielowi,
nie pamiętam, jak się do tego odniósł.

W mieście znajdowały się też piękne ogrody. Widziałem, jak wyrastają pąki kwiatów i rozkwitają
na moich oczach. Wszystkie rośliny nie miały swojego naturalnego koloru, jak całe miasto były neonowe. Zmieniały barwy co chwilę. Niestety nie jestem w stanie opisać wszystkich szczegółów
tak, jakbym tego chciał.

W pewnym momencie zacząłem unosić się nad miastem, coraz wyżej ponad szczyty budowli.
W końcu obraz zaczął zanikać, a CEV-y słabnąć. Wspaniałą krainę zacząłem widzieć, jako miliony kolorowych pikseli. Niektóre z tych pikseli powiększyły się i przyjęły formę kolorowych falujących płacht, prześcieradeł :D

Kiedy wróciłem z miasta z playlisty odtworzyła się ta piosenka:
https://www.youtube.com/watch?v=XKMEARGmliA
Wokal tego utworu całkowicie pochłonął mnie na czas jego trwania. Brzmiał niczym głos bogini, która przemawia do ludu. Niczym emocja przeciągnięta w dźwięku. Czułem dosłownie boskość i doznałem niewiarygodnego uniesienia jeszcze przez tą krótką chwilę. Całe moje ciało zaczęło drżeć
i odczuwałem przy tym orgazmiczną przyjemność. Nie było nic poza tym dźwiękiem i wokalem.
Moc grzybów osłabła i nie spodziewałem się takiej eksplozji. To był ostatni podryw grzybozy.

Było chwilę po 13:00 i Raziel powoli zbierał się do wyjścia. Ja podniosłem się z łóżka i poczułem
coś w rodzaju wchodzenia do swojego ciała. Czułem sztywność, jak w momencie przyjęcia Szałwii Wieszczej dnia poprzedniego. Wstałem i sięgnąłem po banana, ah być bananem :) Pierwszy gryz,
był niczym zimny prysznic dla kubków smakowych, odrodzenie, odświeżenie, Katharsis.

Pożegnaliśmy się z Razielem, podziękowałem mu za wspólnie spędzony czas.

To była moja opowieść.
Z wyrazami szacunku
/Marek Edelman - człowiek, który postanowił, że nigdy nie da się wciągnąć na drewnianą beczkę/.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
27 lat
Set and setting: 
Spotkanie z przyjacielem w moim domu. Nastrój miałem przedni. Czułem lekki strach pre
Ocena: 
Dawkowanie: 
Szałwia Wieszcza - 0,25g ekstrakt x20 Grzyby - 6,35g

Odpowiedzi

Dziwne, że nikt Ci nie napisał komentarza, ale ja napiszę- bardzo dobry raport i fajne przeżycie. Pozdro ;)

Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.

Dziwne, że nikt Ci nie napisał komentarza, ale ja napiszę- bardzo dobry raport i fajne przeżycie. Pozdro ;)

Miłość ma tyle form, a tak trudno je rozwinąć.
Umierała stokroć, wciąż nie może zginąć.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media