Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

mieszanki "ziołowe"-o tym jak ukazał mi się portal do innego świata

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
Ciężko powiedzieć ile tego było dokładnie ->dwa buchy, może z 0,15g?
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Pozytywnie, ciepły, letni dzień, ogromna ciekawość, ustronne miejsce
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
marihuana
amfetamina
dextrometrofan
tytoń
tabaka
yerba mate
kofeina

mieszanki "ziołowe"-o tym jak ukazał mi się portal do innego świata

Był ciepły, letni dzień. Kolega (będę go określać K.) zaproponował mi nowy towar. Nie wiedziałam dokładnie co to jest i jak działa. Byłam ciekawa... "sprawdzę, jak jakieś gówno to przestanę palić". Okazało się, że to był dopalacz. Jaki? Dokładnie nie wiem, prawdopodobnie Mocarz.

 

Klasycznie - przedmieście, miłe krzaczki. Nikt nas nie widzi. Robimy butlę. No cóż, K. bierze dość sporą szczyptę "tego", nie mam pojęcia ile to było dokładnie i jaką miało to wagę. Ciągnę, on podpala.. Zaciągnęłam się jednym, ogromnym buchem, trzymając go w płucach jak najdłużej - raczej do końca się nie dało utrzymać, bo gryzło. Kaszlę.. Kolega łapie bucha. Potem ja ostatniego, ogromnego. 

Nagle:

K.-"Eeee... chujowe to.. nie działa..."

Popatrzałam na niego dziwnym, podejrzanym wzrokiem... takim rozpływającym się. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech i odpowiedziałam, kiwając głową:

-"Działa... :))"

W tym czasie zaczęło wchodzić. Od razu. Nie musiałam długo czekać. W chwili mówienia patrzyłam K. prosto w oczy. Był wyraźny. Bardzo. I najlepsze, że kolory zaczęły mi się rozmywać. To znaczy wszystko co widziałam miało kolorową otoczkę. A w sumie to widziałam tak może przez sekundę, bo od razu po tym jak powiedziałam, że działa po prostu jakby urwał mi się film. W nieświadomości upadłam na ziemię. Nagle... weszło coś dziwnego. Zapomniałam o wszystkim, dosłownie. O całym świecie, nie wiedziałam gdzie jestem, co robię, na czym polega życie na świecie itp. to tak, jakbym była dzieckiem od razu po urodzeniu - noworodkiem. Przede mną zobaczyłam jakąś postać, oczywiście to był mój kolega, ale ja o nim zapomniałam. Nie wiedziałam kto to jest, mimo iż naprawdę znałam go bardzo dobrze. Postać była bardzo wyostrzona, duża, a za nią było tło - daleko. Postać miała kolor jasny.. inny niż zwykle, ale tego się nie da opisać, a tło?? A tło za nim było wielobarwną tęczą we wszystkich możliwych kolorach, Poza tym widziałam w tej tęczy podobiznę liścia konopi. W tym momencie źle się czułam, bardzo źle. I ciągle miałam uczucie, jakbym spadała w dół. Może pamiętasz, jak we śnie miałeś/aś kiedyś takie uczucie? Ja zwykle jak miałam budziłam się z przerażeniem. Podczas tripu bardzo chciałam, żeby to wszystko się skończyło.. W pewnym momencie zachciało mi się spać tak bardzo, że położyłam się jakby do spania. Przed oczami wizja z K. w głównej roli. Cały czas ten dziwny OEV. Myślałam, że każdy ma tak, jak idzie spać.. że wyskakuje przed oczami jakaś postać. Postać ta mnie zaczęła budzić, bić po policzkach, lać wodą (to robił K. żebym się obudziła), a ja chciałam iść spać. Myślałam, że to jakiś potwór uniemożliwia mi sen. Jeszcze nie zasnęłam, a już mnie dopadł ten potwór.

Wiedziałam, że jak zasnę to wszystko się skończy. I faktycznie tak było. Zasnęłam, to znaczy straciłam na jakiś czas przytomność. A później znów to samo, znów chce mi się spać... i ten sam OEV. Nagle urwany film.. Jakoś wstałam, ale myślałam, że jestem gdzieś w środku miasta, a nie nad przedmieściu. Już dotykałam nawet gałęzi w tych krzakach, wręcz macałam je żeby nie stracić czucia i starałam się trzymać równowagę. Wiedziałam, że jeśli tego nie będę robić to.. znów będę podróżować po innym świecie. Ale jak się obudziłam to niezbyt bardzo wiedziałam od czego tak mi się dzieje.. W ogóle przez cały trip nie wiedziałam czemu tak mam. Zapomniałam, że się naćpalam. K. cały czas do mnie mówił coś. Mówił mi, że to dopalacz, że przez to tak mam. A odpowiadałam: dooopalacz? - zupełnie jak 3 letnie dziecko, które nie wie co to znaczy. Coś mi jeszcze mówił, ale nie dochodziło to do mnie.. Przez cały trip miałam tak, że na wszystko się zgadzałam i nie potrafiłam sie sprzeciwić. W końcu BUM! Postać (K. oczywiście) podnosi mnie z ziemi, wstaję. Wszystko wokół jest takie piękne... kolorowe... jestem w zupełnie innym świecie. Za mną znajduje się tajemnicze przejście do tego świata -portal. Tajemnicza postać, mój wybawiciel jakoś próbował mnie podnieść, ale nie mogłam utrzymać równowagi. Pamiętasz może film "Awatar"? To było dokładnie tak jak w tym filmie. Najpierw ludzie podróżowali kapsułą do innego świata (niebieskich awatarów), potem jakaś awatarka wzięła głównego bohatera na jakieś zwierze i polecieli na nim wysoko w przestworza. Myślałam, że ja też się znalazłam w takim świecie. Oczekiwałam że będę latać.. Ale coś szło nie tak, przestraszyłam się, bo nie mogłam polecieć. I portal, który otworzył się dokładnie tam, gdzie leżałam, nie chciał się zamknąć. W tym momencie wiedziałam, że mój wybawiciel mnie uratuje, zabierze mnie gdzieś daleko i będzie dobrze. Że odlecimy. Że doznam wolności. Ufałam mu wtedy bezgranicznie, ale nie wiedziałam kim jest. Sądziłam, że wie co robi i że mnie oprowadzi po tym dziwnym świecie... Tutaj chyba znów urwany film.

Nagle wstaję i ledwo stoję (zero równowagi) macając to drzewo i mowie do K. żeby dał mi wody. (Ale tutaj już wiedziałam, że K. to mój znajomy, a nie żaden wybawiciel i zapomniałam o tamtym tripie, o tych OEVach, o wszystkim, było tylko "tu i teraz".) On mówi że nie ma wody, bo wyjebał (WTF gdzie on to wylał.. za kilka dni powiedział ze na mnie .. ) Miałam taką suszę, że się tego nie dało opisać. Jeszcze plułam na ziemie, ale niezbyt miałam czym. K. pyta się czy będę rzygać. Ja mówie że tak.. ale do tego nie doszło. K. pytał się też, gdzie mam "to", a ja nie wiedziałam o co chodzi, ale i tak mówiłam, że "tam..", podczas gdy on przeszkukiwał mi torbe. W pewnym momencie wyciągnął chusteczkę z mojej torebki i kazał mi smarkać :D:D:D nie wiem po co ale on też był naćpany. To mnie trochę zmyliło, bo myślałam, że coś waliłam do nocha i od takiego mam takie jazdy... i stwierdziłam, że jak wysmarkam to będzie dobrze. Ale coś nie szło. Źle się czułam i wpadłam na pomysł, żeby iść z tamtego miejsca. Chciałam gdzieś iść, ale zapomniałam że istnieje cos takiego jak "dom". Wiedziałam, że jest takie miejsce gdzie jest spokój i bezpieczeństwo. Ale nie wiedziałam co to.. Dopiero K. pyta się, czy w domu się ktoś może skapnąć o co chodzi ze mną. Ja że w domu jest ok, nikt sie nie zorientuje.. I poszłam. Tylko że on nie wiedział gdzie mieszkam. A ja zapomniałam. Zaczęłam iść z nim przez ulicę, która była kolorowa, rozdwajała się, albo to tylko tęczowa otoczka... Popatrzyłam na moje osiedle pełne ulic. Dziwnych, wirujących ulic, jakby się ruszały. Były tak poustawiane jak labirynt, w którym trzeba znać drogę żeby gdzieś dotrzeć i się nie pogubić. A ja nie znałam jej. Weszliśmy w jedną z ulic, były tam domy, a ja szłam jak pijana. K. się pyta: "gdzie mieszkasz??" a ja patrząc na jakiś dom mówię: "tutaj.." po chwili widzę kolejny dom i stwiedzam: "albo tutaj..." i do któregoś chciałam chyba wchodzić. A to wszystko wydawało się, jakbym była w jakimś śnie. W końcu widzę, że jestem totalnie oszołomiona, że znowu schodzę.. jeszcze chwila a upadnę, zemdleję. Spotykamy znajomych, każę im dzwonić po karetkę, ledwo widząc. Usiadłam na chodniku, kazali mi się położyć, w chwili kiedy się kładłam po prostu odpłynęłam. Zemdlałam. Podobno miałam drgawki. Jak w karetce mnie wieźli "obraz" zaczął mi się tak trząść jakbym była w pralce... A w czasie, kiedy miałam OEVy miałam dużo myśli, bo szukałam odpowiedzi na to, co się ze mną do cholery dzieje, ale nie mogłam mówić. Nie próbowałam, nie wiedziałam, że się da. Całość trwała ok. 1-2 godzin. Miałam zaburzenia postrzegania czasu, niekiedy wydawało mi się, że płynie szybko, niekiedy, że bardzo wolno...

 

Od tej pory mam ostre nerwobóle, nerwica osiągnęła szczyt możliwości, boję się ludzi, boję się wychodzić z domu, spać i od czasu do czasu mam flashbacki. Nie polecam nikomu... Unikam życia towarzyskiego, bo wszyscy wiedzą, że "ćpam" i wydaje mi się, że o tym gadają. Mam wstręt do substancji psychotropowych. Panicznie boję się tego, że znów spotka mnie coś podobnego (albo we flashbacku albo się naćpam czymś innym). Poza tym wszystkim to non stop zastanawiam się, na czym polega życie i o co tu tak naprawdę chodzi... ten trip uświadomił mi, że wszystko zależy od naszego postrzegania. Będąc ludzmi widzimy świat tak jak widzimy, mając inną świadomość widzielibyśmy jeszcze inaczej. Suma summarum i tak obrócimy się w proch, ale co potem? 

Zrobiłam jeden błąd.. nie wzięłam pod uwagę mocy tego specyfiku. Powiem tyle, że nie było warto - za dużo zachodu. Zresztą uważam, że wszystkie dopalacze to jeden wielki syf - najgorsze co można ćpać. Nie ma to jak nieznany skład i brak informacji o towarze...-_-

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Pozytywnie, ciepły, letni dzień, ogromna ciekawość, ustronne miejsce
Ocena: 
Doświadczenie: 
marihuana amfetamina dextrometrofan tytoń tabaka yerba mate kofeina
Dawkowanie: 
Ciężko powiedzieć ile tego było dokładnie ->dwa buchy, może z 0,15g?

Odpowiedzi

Współczuję przygody. Sam też kiedyś podobnie się naciąłem na to co mi kolega podał, ale aż takich konsekwencji nie poniosłem. Dopiero z czasem nauczyłem się ze jak nie ma się pojęcia co się bierze to się tego nie bierze. 

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media