Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

niezapomniany noworoczny poranek

detale

Substancja wiodąca:
Chemia:
Dawkowanie:
2 pigułki
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Sylwester, czas by bawić się do upadłego! Każdy coś ćpie, wóda się leje, opuszczamy domówkę i jedziemy do klubu ok 1:30.
Wiek:
24 lat
Doświadczenie:
alkohol raz w tygodniu, marihuana raz w tygodniu, nikotyna przy imprezie (2x w miesiącu), mdma i speed (czy coś podobnego) lub extacy kilkanaście razy na przestrzeni trzech lat, kokaina kilka razy na przestrzeni trzech lat, lsd dwa razy, grzyby raz

Tej nocy dwie piguły, z 1/4 grama słabej fety, morze alko

niezapomniany noworoczny poranek

Samej nocy bawiłem się nieźle, ot jazda na dragach i alkoholu do cięzkiego techno w kurewsko mrocznym zatłoczonym klubie. Dość duży nieogar panował całą noc. Wróciliśmy z dziewczyną do domu w opłakanym stanie - tragiczny, nie dający spać zjazd. Prysznic, poleżeliśmy pare godzin, pogadaliśmy, posprzątaliśmy syf w domu, poszliśmy na spacer w pierwszym śniegu, zjedliśmy rosół i ciasto. Zaczynałem czuć się lepiej, postanowiłem przypalić sobie z bonga dla rozluźnienia.

Załadowałem cybuszek wielkości lufki kopytnego tematu i ściągnąłem dużą chmurą, potem dopaliłem jeszcze 1/3 tej ilości. Rozsiadłem się w fotelu i pisałem smsa do siostry, kiedy poczułem, że coś jest bardzo nie w porządku. Poderwałem się na nogi i zacząłem chodzić w kółko, traciłem grunt pod stopami i nagle, jakby pojawiło się znikąd, zawładnęło mną paraliżujące poczucie absolutnej beznadziei, rozpaczy i strachu. Nie spodziewałbym się tak silnego badtripa po wizycie w domu strachów po 200ug LSD. Dosłownie obezwładniło mnie przerażenie, kompletna rozpacz odbierająca wszystkie siły, rozlewająca się po żyłach. Tortura psychiczna nie do opisana, jakby zamiast krwi w żyłach znalazła się rtęć. Poprosiłem dziewczynę by mnie przytuliła i w kółko powtarzałem, że ma mówić miłe rzeczy, byłem pewien, że tylko to może pomóc. Czułem, że wariuję, byłem kompletnie przytłoczony i przerażony, ale z jej pomocą w kilka minut udało mi się usiąść i zacząć szybko i głęboko oddychać, po chwili czułem, że powolutku zaczynam czuć się nieco lepiej. Udało mi się wstać, ledwo, i postać przy otwartym oknie. Jednak stale czułem, że wciąż wpadam w obłęd, nagle musiałem znów szybko połóżyć się i zażądałem pomocy, natychmiast potrzebowałem by ktoś dotykał mnie i powtarzał mi "wszystko będzie dobrze". Byłem gotów zrobić wszystko by ktoś mnie ukoił.

Po kilku minutach przytulania powoli zacząłem uspokajać się, rozpacz i strach ustąpiła czystemu, sięgającemu rdzenia kości smutkowi gdy zrozumiałem, że to wszystko przez narkotyki z poprzedniej nocy. Poczułem potworny żal za to co robię regularnie - biorę dragi które niszczą mózg, szczękę, nos, wszystkie bebechy, psychikę, relacje z ludźmi, całego calutkiego mnie. Jebane dziwne rc chemicals, cuchnacy speed i słabej jakości XTC. Widziałem wyraźnie, że to najgorsza rzecz jaką mozna sobie robić. Poczułem porażające obrzydzenie do tego klubu, muzyki, ludzi, dragów a przede wszystkim samego siebie. Zacząłem płakać, zrozumiałem jak ogromną krzywdę robiłem sobie dragami, jak pogorszyłem tym każdy aspekt mojego życia... spojrzałem na siebie z boku, jak żałośnie zawodzę bliskich i siebie samego gdy błąkam się naćpany po klubach dla ćpunów, gdzie każdy ma oczy jak 5 zł. Obrzydliwe.

Nie potrafię przedstawić skali jak fatalnie się czułem tego dnia, wcześniej nie wyobrażałbym sobie, że rodzić po śmierci dziecka może przeżywać równie silny stres co ja dzisiaj. Czułem potworny wstręt do samego siebie. Po stokroć poprzysiągłem nigdy więcej nie tknąć żadnych dragów, alkoholu przez co najmniej pół roku, a później kieliszek wina lub szklanka piwa przy dobrej okazji - zbyt bardzo lubię ich smak by zrezygnowąc w ogóle. 

Naprawdę, prez kilkanaście minut byłem pewien, że oszalałem. Potworna, potworna katorga. Nigdy więcej dragów. Dam znać jak idzie za dwa tygodnie.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
24 lat
Set and setting: 
Sylwester, czas by bawić się do upadłego! Każdy coś ćpie, wóda się leje, opuszczamy domówkę i jedziemy do klubu ok 1:30.
Ocena: 
Doświadczenie: 
alkohol raz w tygodniu, marihuana raz w tygodniu, nikotyna przy imprezie (2x w miesiącu), mdma i speed (czy coś podobnego) lub extacy kilkanaście razy na przestrzeni trzech lat, kokaina kilka razy na przestrzeni trzech lat, lsd dwa razy, grzyby raz Tej nocy dwie piguły, z 1/4 grama słabej fety, morze alko
Dawkowanie: 
2 pigułki

Odpowiedzi

Nawet głupia MJ potrafi czasami dużo pokazać ;)

Walenie marihuany na serotoninowym zjeździe to kiepski pomysł - zioło "potrzebuje" serotoniny aby działać właściwie, inaczej szansa wystąpienia bad tripa się zwiększa, albo działanie będzie nieciekawe i skończy się na zamułce.

Polecam po zabawach z empatogenami uzupełnić sobie zapasy za pomocą 5-HTP.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media