Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

szklana kulka

szklana kulka

Trip mial miejsce dobrych kilka lat temu, jeszcze w pamietnych czasach gimbazy. Pomyslalam jednak, ze warto powspominac.

Wybralam sie z przyjacielem (nazwijmy go K.) i przyjaciolka (S.). Wtedy jeszcze wszyscy troje mieszkalismy z rodzicami (teraz juz sie wlasciwie nie widujemy). Mielismy troche kombinowania, zeby wygospodarowac sobie cala noc na trip. Jednak wszystko dopielismy na ostatni guzik i wyruszylismy nad Jezioro Nyskie - miejsce docelowej cpalni.

Juz w drodze zarzucilam 300 mg DXM, aby dobrze mi sie uklepalo w brzuszku. Mielismy jeszcze po drodze kupic trzy opakowania, w tym jedno dla mnie. Zdaje sie, ze K. i S. jedli jedynie po paczce. Rozlozylismy koc niedaleko apteki, gdzie ugoscilismy sie Acodinem i piwkiem, ja czulam juz podwyzszony nastroj bedacy efektem wrzucenia pierwszej dawki, wiec ze smakiem zjadlam kolejna paczke i popilam piwkiem. Kiedy wszyscy bylismy najedzen i zwinelismy piknik slonce zaczelo powoli zachodzic. W dobrych humorach dotarlismy nad tame, skad bylo juz widac wszystkie gwiazdy. Na plaze mielismy jeszcze kilka dobrych kilometrow.

Stojac nad tama i podziwiajac widoki mialam juz pelnoprawna FAZE. Nigdy wczesniej nie jadlam tak duzej dawki DXM i nie rozkladalam tego w taki sposob. Uczucie surrealizmu narastalo z kazda chwila, potegowane dodatkowo niesamowitoscia scenerii. Stalismy na granicy dwoch swiatow - jeziora, na powierzchni ktorego igraly ostatnie krwawe plomyki Slonca i lasu owietlonego delikatnie blyskajacymi gwiazdami. W tle tego wszystkiego cicho lecialo The End Doorsow, co dodawalo magii i tak niesamowitym widokom. Tama jest dosc wysoka, wiec mielismy piekna po horyzont. Jednak bylam co raz bardziej zdezorientowana i zaskoczona moca dzialania tej dawki, w rytmie dzikich plasow doorsow wirowala mi perspektywa przed oczami, a tu jeszcze dluga droga. Zazwyczaj pelnilam role tripsitterki, lecz tym razem to ja szlam w srodku wesolo prowadzona za raczke. Czulam sie jakbym szla z rodzicami pierwszy raz do szkoly, tylko po drugiej stronie lustra. Odrealnienie wciaz rosnie...

t e l e p o r t

Jestesmy pod brama na plaze... zamknieta! Zza niej slyszymy opetancze ryki, wszystko w kryminalnym oswietleniu pomaranczowych sodowek. Brama jest wysoka, nie przeskoczymy, zwlaszcza w takim stanie skupienia. K. ktory jako jedyny potrafil jeszcze skladac zdania, probowal dogadac sie z dwoma duzymi, kudlatymi panami zza bramy - ´chssalibysmy wejsc´. A Ci spiewaja sobie po dyszce na glowe, bo trafilismy na zlot motocyklistow. AHA. Wiec szybkim robowalkiem wycofalismy sie z miejsca kultu. Znalezlismy alternatywna sciezke, z niemalym trudem przeczogalismy sie pod ogrodzeniem, co zafundowalo mi zawroty glowy i brak orientacji gora - dol. Usiedlismy na schodkach prowadzacych do wody. Zgielam sie w pol, chowajac glowe miedzy kolana i czujac jak jakas sila ciagnie mnie do tylu. Nie pierwszy raz czulam cos takiego, wiec dalam sie poniesc. Czulam gestasc i strukture powietrza, przewracalam sie do tylu, lecac przez schody i wnikajac w siebie na powrot. W zasadzie rzeczywistosc pod powiekami nie roznila sie od tej na zewnatrz, wiec otworzylam oczy i poszlismy dalej.

Plaza.

W koncu rozlozylismy kocyk, przystosowalismy sie do nocy i postanowilismy przybic gwozdz programu - Szalwie. Mielismy problem z nabiciem, bo musialysmy napluc K. na reke, co wywolalo u mnie mala konsternacje. Kiedy lufa byla gotowa, ja jako najbardziej odklejona mialam prawo rozpalic. Z tym, ze niestandardowo nieco, bo najpierw sie rozebralam i weszlam po pachy do jeziora i dopiero tam odpalilam rakiete. Pffff... wow. Otwieram oczy, macham rekami dookola. Niewyraznie uswiadamiam sobie, ze stoje w wodzie, ale to jest jakby po drugiej stronie postrzegania, poniewaz dookola siebie wyczuwam rekami jedynie cieple powietrze. Z co raz wiekszym blogostanem na zdekszonym ryju podnosze oczy do gwiazd, ktore staja sie kopula nad moja glowa mieszajac sie z woda jeziora. W 100% wsiaknelam w tozsamosc magiczna, zwlaszcza ze czytalam akurat Pania Jeziora Sapkowskiego. Poslalam strumien dobrej mentalnej energii w strone CosmoDo, ktorego niestety nie bylo tam z nami. Odbil sie od gwiazdki i polecial dalej, a gwiazdy i woda zamknely mnie w cieplutkiej szklanej kulce, w ktorej unosilam sie w szczesciu i spelnieniu.

Efekty Sally zaczely ustepowac, co przypominalo kopiuj - wklej po kawalku do ´´rzeczywistosci´´ niespecjalnie zreszta przyjemnej, bo jestem cala mokra. Woda dookola cieplutka, ale wiatr dosyc chlodny, wiec przez nastepne pol godziny szczypalam sie z wyjsciem z wody. W koncu kompani mnie wylowili, wysuszyli i ubrali, co bylo dosc mozolne, bo trzeslam sie jak galaretka. Kiedy doszlam do siebie, wyruszylam na dalsza eksploracje terenu i przy okazji oproznic pecherz. Dotarlam do krzakow wyrzuconych przez wode na brzeg i chcialam je podlac, z tym, ze akurat ktos sobie tam siedzial. Przez parenascie minut przekonywalam ta stara babe, zeby sobie poszla, bo musze siknac. Nie odzywala sie, wiec wdrapalam sie na gorke i tam zalatwilam co trzeba. Tylko zaraz, gdzie teraz jestem i jak stad zesc? K!! S!! sciagnijcie mnie stad, bo spadam! Przybiegli i sciagneli mnie z 30 cm gorki. Wracajac omijalismy stara babe, ktora nie pozwalala mi sie zalatwic. Po dokladnych ogledzinach okazalo sie, ze jest ona przycupnietym korzeniem brzozy, bezczelna transmutacja.

Jeszcze godzinke popatrzylismy sie w gwiazdy i efekty zaczely powoli ustepowac, wiec spakowalismy plecak i w droge. Kiedy dotarlismy na rynek, zmarznieci i zmeczeni wszystko wydawalo sie puste i wymarle. Cale miasto spalo, mimo wschodzego, chlodnego slonca. Kazdy, kto stal o czwartej nad ranem po srodku pustego miasta wie o czym mowie. Porwano wszystkich ludzi, a ten wielki kosciol obok mnie to kartonowa makieta. Odrealnieni nieco wspominalismy najciekawsze momenty podrozy siedzac pod kocykiem kolo Bazyliki sw. Jakuba, ktora sprawiala jeszcze nieco upiorne wrazenie. Razem z K. odprowadzilismy S. na przystanek, skad pogieta i rozmazana miala pojechac do domu. Jako ze K. mieszkal z drugiej strony ulicy, pozegnalam go pod domem i jakby nigdy nic poszlam na sniadanie.

Ten trip jedynie przypomnial mi, ze potrafimy latac, mimo, ze po nas nie widac.

Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Wiosna, starzy przyjaciele i chec doswiadczenia dysocjacyjnego odklejenia.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Wtedy DXM, kodeina, benzydamina, galka, Bdf, amfetamina, alkohol, Salvia, marihuana
Dawkowanie: 
750 mg DXM (300 mg + 450 mg), Szalwia wieszcza

Odpowiedzi

Jak widać da sie. Nawet nie jest to trudne. Może z 10 minut szukania i można znaleźć starych znajomych.
Ja pamiętam. I często (coraz częściej?) zastanawiam sie co słychać? Jak żyjesz? Pamiętasz mnie jeszcze? Z tego co przeczytałam miewasz problemy z pamięcią. Daj jakieś gadu do siebie czy coś... Nawet nie wiem gdzie sie podziewasz.

Kasia P. (Nysa)

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media