Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

zielska nie da się przedawkować

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Dawkowanie:
~0.5 g na raz
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
humor gituwa bo zaraz się fajnie ukopce, podekscytowanie, własny pokój i miejscówka do jarania
Wiek:
22 lat
Doświadczenie:
THC, Psylocybina, MDMA, 2-cb

zielska nie da się przedawkować

20:00

Dzień, jak codzień po ciężkim dniu nauki postanowiłem się trochę znieczulić, a akurat była ku temu świetna okazja bo kilka godzin wcześniej dostałem maila, że moja paczuszka ze świeżą amnezją dojechała do paczkomatu. Skończyłem robić zadanka i z lekką dozą niepokoju udałem się odebrać łakocie.

20:40

Po drodze oczywiście musiałem zajść po lufe do sklepu, w którym kasjerka już nawet nie pyta co podać. Zawsze jak tam wchodzę przypomina mi się, że jeszcze kilkanaście lat temu kupowałem u niej lody gibki i oranżadę w butelce zwrotnej, a teraz szybkie szkło i neosy ice.

20:50

Wbijam na swoją miejscówkę, to mały zarośnięty zagajnik gdzie na przykucu mogę bezprzypałowo skopcić co moje i iść na chatę. Robię tak zawsze, ponieważ na chacie nie ma balkonu, a za ścianą śpi mamita. Nie musiałbym wcale długo czekać na depresję oddechową, gdybym zgrzał w pokoju xd. Dlatego właśnie ogarnąłem miejscówkę, dość blisko wejścia na klatkę. Spalam jednego neo i otwieram pakę. Cudowny zapach naturity z możliwą domieszką jakiegoś chemola białołęckiego otula mój każdy receptor węchowy, jestem w stanie policzyć ich ilość. Z uśmiechem na ryju nabijam grubą lufę, że zioło zaczyna wylewać się poza szklany koszyczek. Już zaraz tumany dymu o charakterystycznym zapachu trzech lat w zawieszeniu wnikną do moich płuc umożliwiając THC uaktywnienie niezliczonej ilości receptorów kannabinoidowych. Wkładam zimny kawałek szkła do ust, wyciągam zapalniczkę żarową, zapalam i dzieje się raj. Przyjemny, aczkolwiek lekko gorzkawy posmak wędruje przez każdy odcinek mojego układu oddechowego, czuję że go chłonę każdym milimetrem sześciennym błony śluzowej.

20:55

I teraz dzieje się to co zawsze doprawadza mnie na skraj mojej cierpliwości, czyli opóźniony zapłon. Już miałem zbierać się do domu, gdy zauważyłem że coś jest ewidentnie nie tak. Po skopceniu całej lufy nie czuję nic poza lekkim mrowieniem w okolicy wewnętrznej strony ud i ust. Zdenerwowałem się, że dałem się wyjebać na jakieś szczyny, ale wkurw szybko uleciał, gdy w głowie pojawiła się myśl o ponownym nabiciu naczynia i dogrzaniu. Nie myślałem długo i to zrobiłem. W międzyczasie od nabijania lufy zacząłem odczuwać pierwsze efekty haju, zdrowo myśląca osoba odpuściłaby ten poroniony pomysł dopalenia takiej samej ilości dobroci w tak krótkim czasie, ale nie ja. Ja jestem kompulsywnym ćpunem, który ma wyjebane czy dzisiejsza noc skończy się z atakiem paniki czy błogostanem.

21:00

Dojarałem, a raczej dobiłem gwóźdź do trumny. Własnej trumny. Jak zawsze chowam lufę, żeby w razie suszy móc ją opalić tak tym razem ją wyrzuciłem. Paraliżująco bałem się, że policja od momentu odebrania paki śledzi mnie i czeka na idealny moment żeby zawinąć prosto do piekła. Dodatkowo reszta zielska ciążyła mi jak kamień w kieszeni, ale tego nie mogłem się tak łatwo pozbyć. Wiedziałem, że muszę jak najszybciej udać się do domu, ponieważ dwór był przerażającym miejscem pełnym tajniaków czyhających na takiego ćpunexa jak ja, ale co gorsze musiałem przemknąć na chacie przez rodziców w salonie. Podejrzewam, że wiedzą o moim małym hobby, ale na wszelki wypadek wolę nie ryzykować konfrontacji.

21:40- to ostatnia znana mi godzina, poźniej już nie pamiętam lub nie sprawdzałem

Tak. Dojście około 100 metrów do klatki i wejście na 7 piętro zajęło mi blisko 40 minut. Pierwsza kwestia to mój paniczny strach przed korzystaniem z wind jak jestem ukopcon. Ciało odmawia mi posłuszeństwa kiedy mam z niej skorzystać w takim stanie, więc czekała mnie przeprawa 7 pięter, będąc zgrzanym jak nigdy. Po drugie nie jestem typem atlety, co prawda nie unikam sportu i regularnie ćwiczę chociażby tenisa, tak każdy wie, że wydolność działa zgoła inaczej po przyjęciu THC do organizmu. Wejście na pierwsze piętro przebiegło bezproblemowo, czułem się jak młody Bóg, ponieważ na klatcę czułem się bezpieczny. Zapomniałem o policjantach i o tym, że w mieszkaniu czeka mnie najcięższa przeprawa. Drugie piętro zaliczyłem z lekką zadyszką.

3 piętro

Gdy doszedłem na trzecie pojawiły się problemy i mój pierwszy upadek pod ciężarem własnej psychiki. Nadeszło nieuniknione, jedynie dziwiłem się, że tak poźno. Faza zaczęła osiągać swój peak, a że spaliłem całkiem dużą ilość to mój układ nerwowy nie wiedział jak sobie z tym poradzić więc uznał, że najlepszą reakcją będzie atak paniki. Zacząłem mieć problemy z oddychaniem oraz odbieraniem bodźców i ich analizą. Nie wiedziałem gdzie jestem, jaki jest mój cel podróży, czy iść na dół czy na górę. Utknąłem przed drzwiami sąsiadki starając się zebrać do kupy. Podświadomość naszczęście jeszcze jako tako działa i postanowiłem iść w górę.

4 piętro

Wchodząc po schodach walczyłem o zaczerpnięcie każdego wdechu i jestem pewien, że sapałem tak głośno jak po najlepszej sesji BDSM w życiu. Nie mogłem opanować duszności ale parłem na przód myśląc jedynie kiedy niedogodność oddechowa się skończy. Na tym etapie obraz w głowie zaczął mi się klarować, zobaczyłem na numerek mieszkań, zorientowałem się gdzie jestem. To dodało mi otuchy psychicznej co poskuktowało zmniejszeniem duszności.

5 piętro

Podróż na wyższy poziom nie zabrała raczej zbyt dużo czasu, czułem się już lepiej psychicznie ale zacząłem odczuwać ból w nogach jak przy zmęczeniu mieśni po długim treningu. To o wiele lepsze warunki niż te które panowały chwilę temu. Na półpiętrze postanowiłem odsapnąć. Otworzyłem okno i zapaliłem neo. Kolejny gwóźdź do trumny. Nie paliłem długo, może dwa, trzy buchy i świat pod moimi nogami runął. Czułem się jakbym śnił o spadaniu z dużej wysokości. Niesamowita niewygoda i dziwny rodzaj bólu przeszył moje ciało. Runąłem w kąt i siedziałęm wpatrzony w jeden punkt, jedynie co słyszałem w głowie to szum jak ze starego telewizora kinetycznego(tak wiem, że mówi się kineskopowy, ale słowo kinetyczny to było pierwsze skojarzenie jakie mi przyszło do głowy gdy dziś rano analizowałem wczorajszą przygodę xd). Wydawało mi się, że siedzę tam dobrą godzinę, w międzyczasie zastanawiałem się czy ktoś nie przechodził akurat obok mnie ale nie byłem w stanie sobie przypomnieć. Siedziałem i czekałem aż kołowrotek zniknie z mojej bani a nogi przestaną być z waty. Ten moment naszczęście nadszedł.

6 i 7 piętro

Jak tylko poczułem się na siłach ruszyłem dalej w górę. Wyłączyłem się w 100% aby tylko dotrzeć przed swoje drzwi. Szóste piętro przeszło bezproblemowo albo nie pamiętam co tam się działo xd. Gdy dotarłem na siódme piętro, przed swoje drzwi, wyjąłem telefon, żeby sprawdzić czy nie jest przypadkiem godzina, w której rodzinka już będzie spać. Jakie było moje zdziwinie jak zobaczyłem, że jest 21:40. Podróż, która jak mi się wydawało trwała minimum dwie godziny  nie przekroczyła nawet jednej. Zmobilizowałem swoją banie do współpracy bo nadszedł najtrudniejszy etap podróży- z klatki do pokoju. Mogłoby się wydawać, że to nic strasznego ale na bombie każda czynność przychodzi z wielkim trudnem i toną analizy w głowie czy robię rzeczy tak jak powinienm. Zdjąłem kurtkę i buty na klatce żeby jak najmniej czasu spędzić na korytarzu w mieszkaniu. Wcale niepodejrzane zachowanie xdd. Tata na szczeście pracował w gabinecie, a mama o dziwo spała więc warun był idealny. Odłożyłem kurtkę i buty i najszybciej jak potrafiłem zawinąłem do pokoju. Z moich wspomnień wynika, że obyło się bez przeszkód a czas był dobry.

Pokój

Gdy wbiłem do pokoju pierwsze co zrobiłem to rozebrałem się z ciuchów i walnąłem się pod kołdrę. Leżałem tak jakiś czas mając ciągle szum telewizora w głowie i nie do końca sprawne nogi. Myśłałem, żeby zakończyć tego tripa i iść w kimę ale naszczęście mój zachłanny na przeżywanie umyśł ukrócił tę myśl. Wstałem do kompa i klasycznie zacząłem przeglądać youtuba i twitcha. Akurat nikt ciekawy nie streamował więc załączyłem sobie memento od Nolana. To pojebany film na trzeźwo a co dopiero na bani. Od pierwszej minuty nie byłem w stanie ogarnąć co dzieje się na ekranie, co z czego wynika i do czego prowadzi. Jedna wielka łamigłówka, której mimo że aboslutnie nie rozumiałem to ją chłonąłem całym sobą. Nigdy nie byłem tak ciekawy tego co za chwilę pojawi się na ekranie. Z filmu oczywiście pamiętam całkowite nic.

~00:00 - podejrzewam, że o tej porze mogłem skończyć oglądać film

Gdy seans się skończył zdałem sobie sprawę, że zaczynam się czuć jakbym wykopcił tyle co zawsze, czyli taka chudziutka lufka. Było już przyjemnie i błogo, sprawdzałem ig z myślą, że mój crush odpisał ale nic z tego. Generalnie się wkurzam kiedy mnie ghostuje ale tym razem nie czułem żadnych negatywnych emocji, pozytywnych zresztą też nie. Zacząłem się zastanawiać czemu poświęcam czas komuś kto ma mnie w kurwie, myślałem jak dobrze mi jest w stanie, w którym jestem. Gdy nikogo nie potrzebuje, a raczej gdy nikogo nie chcę potrzebować. Szybki przegląd relacji i zwinąłem spać. Moja przygoda się zakończyła, niczego nie żałuję, pewnie kiedyś to powtórzę.

Mam nadzieję, że historia nie jest aczytalna.

Peace guys

Make love not war

!!!

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
22 lat
Set and setting: 
humor gituwa bo zaraz się fajnie ukopce, podekscytowanie, własny pokój i miejscówka do jarania
Ocena: 
Doświadczenie: 
THC, Psylocybina, MDMA, 2-cb
natura: 
Dawkowanie: 
~0.5 g na raz
Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media