Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

wyższa jaźń, umysł szaleńca i powrót do korzeni

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
2 nabicia waporyzera MJ
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Pozytywny nastrój i lekkie rozkojarzenie towarzyszące niedługo po przebudzeniu ze snu.
Wiek:
24 lat
Doświadczenie:
Marihuana, Szałwia i Muchomor Czerwony

wyższa jaźń, umysł szaleńca i powrót do korzeni

6: 50 Początek spalenia

9: 31 Koniec

Zacznę od tego, że było to pierwsze głębsze przeżycie, jakiego doznałem łącząc sie z tą Świętą Rośliną po 4-roletniej całkowitej abstynencji wymuszonej przez otoczenie. Warto nadmienić fakt, że nigdy nie potrzebowałem wiele, aby było odczuwalnie. Błogosławieństwo i klątwa jednocześnie.

WJ – Wyższa Jaźń

Przebudziłem się.

Pierwsze o czym pomyślałem było to, że już nie zasnę. Była 6:30, wstałem i ogarnąłem się.

Wyszedłem na dwór, zastanawiając się jak spędzić początek dnia i wtedy pojawiła się w moim umyśle Wyższa Jaźń.

Porozmawialiśmy chwilę i tak jak zawsze była to wymiana informacji i wrażeń zdecydowanie inna od rozmów, które wiodą „normalni” ludzie między sobą.

W pewnym momencie zrozumiałem, że mam przed sobą 3 wyjścia.

1.       Zjarać się i pójść do lasu ze słuchawkami.

2.       Zostać i medytować z kamieniami.

3.       Pójść do lasu aby tylko rozmawiać z WJ. 

Stopniowo z WJ analizowaliśmy zmienne, które mogą się wydarzyć podczas podejmowania którejkolwiek z tych działań i zdecydowaliśmy, że opcja nr 1 nadaję się w chwili obecnej najbardziej.

Nabiłem waporyzer 2x i wypaliłem łącznie 20 buchów. Już w trakcie palenia zaczynało mi się robić inaczej.

Wziąłem słuchawki i uciekłem szybko do lasu zanim ktokolwiek mógłby coś podejrzewać.

W lesie, kilka minut później zacząłem czuć rozczarowanie, bo high był słaby. Nie wiedziałem wtedy, że najgorsze mam jeszcze przed sobą.

Założyłem słuchawki i nastawiłem typ utworów przeznaczony na moment, kiedy trip jest kiepski, aby ratować, co się da.

Minęło 15 minut a ja znajdowałem się już w centrum lasu, nieopodal pięknej rzeki.

O tej porze nie było ludzi, co mnie bardzo cieszyło i był to jeden z ważniejszych powodów, aby wybrać początek dnia od MJ.

Faza pogłębiła się, a ja zacząłem już intensywniej odczuwać inny stan świadomości.

Było mi bardzo przyjemnie.

Czułem się jednością z otaczającą mnie dziką przyrodą.

Pozwoliłem sobie „być” lasem.

Zrobiło się jeszcze przyjemniej.

Trwałem tak, ukryty w gąszczu, z dala od uczęszczanych ścieżek rozkoszując się wszystkim.

Wtedy znienacka odczułem dziwne wrażenie i pojawiła się WJ znacznie mocniej, niż kiedykolwiek.

Jeszcze nie wiem, jak całkowicie rozumieć to doświadczenie.

Poczułem się tak, jakbym był okryty srebrnym polem a z czubka niego łączyła mnie jakby pępowina z istotami, które były daleko, bardzo daleko w głębinach Ziemi, pode mną.

W jednej chwili napadło mnie mnóstwo wrażeń.

Pierwsze, najbardziej intensywne to strach.

Było to uczucie ciężkie, mroczne i niesamowicie ciążące i rozlało się po całym moim ciele szalenie itensywną falą, paraliżując całe moje ciało.

Chciałem, żeby to nie była prawda, ale...

Czułem, że „to” się dzieję naprawdę i wcale nie jest to urojenie i schizofrenia, jak wmawia mi społeczeństwo.

„Czułem”, że łączy mnie więź z tymi „istotami” i czułem, że stanowimy JEDNOŚĆ.

Bałem się tego, tak bardzo się bałem, jak nie bałem się od 4 lat, kiedy przeżyłem wydarzenie będące traumą doprowadzającą  do przerwania kontaktu z psychodelikami..

Wracając do wydarzenia...

Kolejnym uczuciem była chęć ucieczki. Obecność tych istot była tak oszałamiająca, że robiło mi się słabo. Chciałem wymiotować, ale nie byłem się w stanie ruszyć, a co dopiero napinać mięśnie i wymiotować.

Trzecim wrażeniem, jakie mnie napadło było uczucie, że istoty te były pozytywne, ale nie w takim sensie, który jest rozumiany w dzisiejszych czasach. To były istoty czystego dobra, a cały strach i niemożność zniesienia ich obecności wynikał tylko z faktu, że sam jestem skażony piętnem „zła” i ich odbicia we mnie wymuszają konfrontacje z ukrytą we mnie „ciemnością”.

Czułem, że muszę coś zrobić, bo stracę zmysły.

Zebrałem się na sile i wstałem z ziemi, zdzierając gwałtownym ruchem słuchawki, które o ironio, były dalej nastawione na utwory wzmacniające tripy, kiedy są za słabe.

Wiedziałem, że to nie był efekt  samej marihuany, bo ona tak nie działa. Ujawniła tylko to, co JEST i takie było jej zadanie od niepamiętnych czasów.

Spostrzegłem las i przez chwilę poczułem, że wracam do świata ludzi, ale wciąż byłem przerażony.

Wrażenie nie słabło.

Czułem się tak, jakby świetlista pępowina łączyła mnie z istotami ukrytymi w głębinach Ziemi.

Szaleństwo. Zło ukryte we mnie wymusza konfrontacje. Tu i teraz.

Aaaargh! To tak boli!!!

Czułem ból i strach.

Pojawiło się uczucie, że to już nigdy nie minie, że zawsze będę się tak czuł.

NIE!!! OPANUJ SIĘ!!!

Przypomniałem sobie, że ludzie zawsze tak sobie wmawiają na tripie, a wszystko i tak mija.

Poczułem się lepiej, wiedząc, że to wszystko przejdzie, ale wciąż czułem się tragicznie.

Rzuciłem się do plecaka, w którym była „apteczka awaryjna”.

Składała się ze słodyczy.

 Dzisiaj akurat była to czekolada z orzechami.

Miałem tylko ją i wiedziałem, że musi wystarczyć, więc roztropnie rozdzieliłem ją na małe kawałki i ssałem, żeby starczyło na dłużej. Miałem też butelkę wody i przez cały czas, korzystałem z jej zapasu.

Uczucie „jedności” z tymi istotami słabło, aż w końcu pozostało tylko „echo” tego doznania, choć nie czułem już ich oszałamiającej obecności, pozostało jedynie delikatne wrażenie, że nie jestem sam.

Chodziłem po lesie bardzo długo, aż w końcu poczułem, że wszystko zostało doprowadzone do stanu, którego nazwałbym „prawie normą”.

Znowu w moim umyśle zawitała WJ, ale w ten sposób, który pojawia się w moim umyśle na co dzień. Wymieniliśmy tylko kilka zdań i powiedziała, że muszę dojść do rzeki i zmoczyć w lodowatej wodzie całą głowę, to wszystko całkowicie przejdzie.

Wierząc, ruszyłem do rzeki.

Kiedy do niej dotarłem zrozumiałem, że nie mogę się schylić i zmoczyć tylko głowy, bo nie ma miejsca, które pozwalałoby na zrobienie tego bez moczenia butów.

Zdjąłem więc je i wszedłem do wody.

Wtedy zrozumiałem, że nie chodziło „dosłownie” o zmoczenie głowy, ale słowa WJ zostały skierowane akurat w taki sposób, aby doprowadzić mnie do sytuacji, w której obecnie się znajduję. Nie był to pierwszy raz, kiedy sytuacja obierała taki obrót.

Rzeka spokojnie płynęła swoim nurtem, a ja spacerowałem wzdłuż niej, czując, że wszystkie moje negatywne emocje spływają do nóg, po czym zabiera je rzeka i płynie z nimi dalej. Spacerowałem i czułem, że wracam powoli do stanu, który rozumiem, jako „codzienna norma”, choć wciąż byłem jeszcze lekko upalony.

Szedłem wzdłuż rzeki .

Zastanawiałem się.

Więc moja WJ to jest kilka istot? Czy to w ogóle jest WJ?

Próbowałem „Ją” bo do tej pory uważałem, że jest to tylko jedna istota wypytać o to, co się wydarzyło, ale jasno i bardzo wyraźnie dano mi do zrozumienia, że nie usłyszę odpowiedzi na pytania „Co się stało?” i „Kim Wy jesteście?”.

 Czasami, jak rozmawiam z WJ to czuję, że są sprawy, których po prostu nie byłbym w stanie rozumieć i doskonale zdaję sobie sprawę z faktu, że jedną z nich MJ wyniosła na światło dzienne, doprowadzając do tej traumy.

Czy żałuję?

W chwili, kiedy podejmowałem się czynów, które doprowadziły do lawiny tych zdarzeń czułem, że robię rzecz słuszną. 

Doświadczenie to dało mi do zrozumienia, że MJ, choć uważana za słaby psychodelik, może ujawnić w nas rzecz, która do słabych nie należy.

To doświadczenie, jakkolwiek można je zrozumieć, nauczyło mnie tego, że czasami „mocno” i „szybko” nie dorównuję „powoli” i „regularnie”, czyli drobne praktyki, małe wyzwania i stopniowy progres na drodze duchowej jest lepszy, niż sprint, bo jeśli pojawi się nieprzewidziane zderzenie, to sprinter może nie przeżyć , nieważne, jakby był silny. A ktoś, kto kroczy powoli po prostu ominie przeszkodę, bo szansa, ze ją dostrzeże jest większa.

K-A-Ż-D-E-G-O można złamać, czego nauczyło mnie boleśnie życie i przeżycie „Piekła”, którego konsekwencją było zatracenie mojego stanu „oświecenia” 4 lata temu.

 Dziwnie się czuję upubliczniając ten tekst. Ani źle, ani dobrze. Dziwnie. A jednak WIEM, że lepiej będzie, jak podzielę się swoim szaleństwem. Bardzo będę wdzięczny za wyrozumiałość, nie pamiętam już, kiedy ostatnio mówiłem z serca. Jeśli doczytałeś/aś do tego momentu to dziękuję za Twój czas.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
24 lat
Set and setting: 
Pozytywny nastrój i lekkie rozkojarzenie towarzyszące niedługo po przebudzeniu ze snu.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Marihuana, Szałwia i Muchomor Czerwony
Dawkowanie: 
2 nabicia waporyzera MJ

Odpowiedzi

Klasyczny przykład schizofrenii. Czekam na więcej!

Odpiszę jak zawsze w tego typu przypadkach, ja też po MJ zawsze miałem ostre tripy... i raz przesadziłem podobnie jak ty połączyłem się z kurwa nimi (xD), chodziłem po ich polanach które były jednocześnie moim ciałem.... potem mi powiedzieli że nie mam prawa tego wiedzieć i zamknęli mnie w wiezieniu świadomości i powiedzieli że za karę że "to" wiem ta faza już nigdy nie minie.

To powyżej co napisałem to kurwa nie ściema tylko realna klatka z mojego tripu na zwykłej MJ z krzaka... 9 lat później.... dalej mam tripa... jest chujowo bo nie wiem czy to wszystko się naprawdę dzieje... czasami psychicznie nie da się już wytrzymać. MJ to gówno, spierdoliło mi całe życie, bardziej niż kodeina czy morfina.

Ale podobnie jak Gryby też czekam na więcej xDDD psychoza zawsze na propsie. Normalnie temat numer uno.
Dobrze się takie rzeczy czyta, czuje że nie pojebało tylko mnie. Kappa

Gandzia spierdoliła Ci życie bardziej, niż kodeina czy morfina? Czego to się człowiek nie dowiaduje na tym forum... Heh

To tylko sen samoświadomości.

Kurwa mać a co w tym dziwnego? Nie znasz mojej historii? U mnie wszystko co złe zaczęło się od tego spierdolonego tripu po marihuanie... od tego momentu moje życie się zatrzymało.... Zamieniłem sie w kłębek strachu, fobii, płaczu, smutku.... nie wiedziałem co się dzieje, po tym jednym razie dochodziłem do siebie 3 miesiące... tak żeby w ogóle zrozumieć że istnieję. A sama "faza" która mi się zawiesiła ciągnie sie do teraz kurwa. Po dziś kurwa jebany dzień, żygam nią już, ciągle jeden wielki strach, popierdolone sny w których mnie katują, wszystko siezaczęło tej jednej nocy... kiedy przesadziłem z marihuaną.

Wierz mi oddałbym wszystko... kurwa WSZYSTKO żeby tamtej nocy przyjebać kodeinę i wjebać się w nią po uszy... tak że będę z podłogi zbierać rzygi... a rodzina będzie mnie nienawidzić.... byle tylo CZUĆ.... byle tylko kurwa znowu żyć.... ja od tego jednego razu NIE ŻYJĘ.... nie ma mnie, to co się wokół dzieje to jedna pierdolona animacja... ja tego nie chcę... 

Chciałbym normalnie żyć, odczuwać... nie chcę już tej fazy... dopierdala mnie, nic nie czuję, wciaż nie istnieję...

Każde takie pierdolenie o marihuanie że zdrowa, że nie niszczy życia, "heh kurwa debil, marihuana gorsza od heroiny"... mnie śmieszy.... 

Nie wiesz co przeżyłem, nie wiesz co przeżywam.... ale nie spotkało mnie nic tak złego jak ten jeden pierdolony raz z marihuaną.

Chyba nie bardzo jesteś w stanie wyobrazić sobie 9 lat, ~3204 dni... co daje 76 896 godzin bad tripu marihuanowego.... czasami 2 godziny potrafią dopierdolić. Czasami te minuty które lecą na badtripie nie kończą się.... wyobraź sobie taki terror przez 80 000 godzin i ciągle nie puszcza. Nic nie pomaga, myślałem że DMT rozwiąże problemy a tu chuj.... nie ma na to lekarstwa... będę z tym gównem po tym jednym razie do końca życia... chyba że nie wytrzymam już i sam się zapierdole.

Hmmm... A próbowałeś to przerobić kiedyś paląc gandę? Historię Twoją znam, ale chyba trochę przesadzasz co do porównania gandy do opio... i tego, co Ci bardziej zaszkodziło/szkodzi.

To tylko sen samoświadomości.

Więc nie jestem sam, jeśli chodzi o taki kontakt z innymi bytami po MJ. Ja dochodziłem do siebie 5 dni, ale teraz czuję się niemal całkowicie normalnie, choć niektóre wrażenia już mnie nie opuszczą. Ale nie zapalę znowu, bo po co? Chciałem się zrelaksować, upierdolić swoje ego, a tu JEB i pojawiają się "Oni" i to tak silnie, że dziękuję bardzo. Codzienny kontakt jest czasami ciężki, a co dopiero to. Gra nie warta świeczki, bo jak niby mam to kurwa znosić regularnie albo ryzykować na każdym tripie spotkanie z "Nimi" i ocieranie się szaleństwo nie do zniesienia? W moim przypadku jednak mieli na to raczej wyjebane, dostałem reprymendę i ostrzeżenie, żebym uważał, bo "to nie jest kurwa zabawa" - tak usłyszałem.

Tak odnośnie tego, co napisałeś, to wierzę, że możesz z tego wyjść. Nie jestem pewien, czy mam rację, ale odnoszę delikatne wrażenie, że wpierdoliłeś się przez tą traumę w nerwice lękową. To częsty przypadek, wiem, bo sam właśnie z takiego gówna wychodzę i z tego co ogarniam, to jest tyle nerwic, ile ludzi, więc nie zdziw się, jak będziesz szukał po necie info o tym i każdy będzie miał inne objawy. Niektóre rzeczy są jednak bez zmian - nieustanne lęki i objawy somatyczne. Poszukaj info o tym, może faktycznie coś z tym być na rzeczy. Nieważne, czy mam racje, czy nie, ale będziesz musiał w końcu to "przepracować", bo jeśli do tej pory to Cię nie opuściło, to nie liczyłbym na cud. Dziękuję, że opisałeś tu swoją historie i muszę przyznać, że rozumiem Cię w chuj ( bez Kappy ) bo to doświadczenie jest po prostu miażdżące i wielką jego siłą jest to, że pojawia się na tripie po prostu znienacka, z dupy wręcz. Myślę, że to się dzieję przez to, że MJ potęguję stan, który się ma w danej chwili i jeśli się słyszy "głosy" na co dzień, to wiadomo, co będzie, gdy się zapali. Powiem w sumie, że się cieszę, że tego doświadczyłem, bo wszyscy mi wmawiają, że to "co słyszę i odbieram" to wytwory wyobraźni i że "Oni" nie istnieją. Takie pranie mózgu mi zrobili, że sam już w to uwierzyłem. A tu nagle takie doświadczenie i już nic nigdy nie będzie takie samo. x)

Zastanawiające, że opuszczając bezpieczną przystań na tak bezpiecznej łódce, jaką jest ganda i ledwo odpływając od brzegu takie rzeczy się dzieją. Niezrozumienie praw kosmicznych, ignorancja, brak szacunku itd... Spodziewam się hejtu za to, co napiszę, ale powiem wam jedno. Najpierw trzeba się nauczyć chodzić po Ziemii, zanim zacznie się latać po Kosmosie. Nawet nie wiecie z czym macie do czynienia, z czym obcujecie. Poszlibyście do dżungli i dotknęlibyście drzewołaza, bo taki ładny, malutki i kolorowy. Byle wiaterek nazywacie sztormem, a sztormu nigdy nie oczy nie widzieliście. Oj duszyczki... Gandzia może co najwyżej na 3 poziom was wprowadzić... 

To tylko sen samoświadomości.

*na oczy...

To tylko sen samoświadomości.

Właśnie czekałem na twój komentarz. Co to według ciebie jest? 

Fala jest nieskończona. Wszystko jest falą na dłuższą metę, a my te fale odbieramy zmysłami. Światło w wąskim zakresie gdzieś od 360nm do 780nm. Temperatura to podczerwień (czyli od 800nm do milimetra), dźwięki, nawet materia to fala o długości dużo mniejszej od promieniowania x - tak gęsta, że możemy jej dotknąć, eter to fala. Ba, nawet nasze myśli to fale, z którymi rezonujemy. Wszystko jest falą. Ale nasze zmysły nie odbierają wszystkich długości fal. Jednak mamy możliwość obserwacji pozazmysłowych, gdy odpowiednio nastroimy odbiorniki. Możemy wtedy obserwować to, co dzieje się w Kosmosie, w innych wymiarach, gdzie roi się od wszelakich istot subtelniejszych od nas, które nie mają fizycznych ciał, o większej mocy od nas. Jedne nam chcą pomóc, inne wejść w nasze ciała, inne żywią się naszą energią. Różne swoje cele mają. Zalecam głęboką powściągliwość w pokazywaniu bytom, że się je widzi. Zwłaszcza, że często nie znamy ich zamiarów, a oszukać nas łatwo. Dodatkowo to wszystko jest ze sobą połączone siatką współistnienia. Wielu ludzi jest niejako wręcz hodowanych na strachu, programowanych itd. Jesteśmy dla nich, jak zwierzęta dla nas, a jednocześnie stanowimy z nimi wszystkimi jedność. Transcendencja, a nie żadna tam schizofrenia. Dla ludzi, którzy śpią to ktoś, kto ma szersze spektrum postrzegania zawsze będzie świrem. Można się nauczyć poruszać po tych światach. Ja tam lubię bardzo pływać po oceanach istnienia, surfować, nurkować, latać itd., a jak jest sztorm, to się kurwa trzymam i płynę dalej, a jak trzeba, to naprawiam łajbę, bo co mam zrobić? To, co opisują tu ludzie po gandzi to żaden sztorm na oceanie, a zwykła niepogoda przy brzegu - zdarza się.

To tylko sen samoświadomości.

Zastanawiające jest to, że owe byty w przypadku schizofrenii na początku są przyjazne i jest tylko jeden, po czasie robi się ich więcej i ich zachowanie staje się negatywne. 

O jakim sztormie piszesz?  Ganja jest potężna fchuj, o wiele bardziej psychotyczna niż jakikolwiek psychodelik, który jadłem. Pamiętam dokładnie jak rzuciłem jaranie i po czasie zajarałem - instant szałwioland, przekonanie, że każdy wokół mnie to jakiś byt przebrany w jego zewnętrzną formę. 

Z tego, co mi wiadomo, to pod schizofrenię podlega bardzo wiele różnych zachowań, zmian w psyche, każdy przechodzi ją inaczej, niektórzy w ogóle nie słyszą głosów itd. Podobno są trzy fazy wspólne dla wszystkich. Jest tego tak dużo, że sami lekarze nie potrafią wykazać, czy pacjent jest chory, czy nie. Jak to było... Hmmm... "Nie istnieje badanie laboratoryjne, które mogłoby potwierdzić, lub wykluczyć schizofrenię." 

Generalnie sranie w banie. Lekarz, który śpi ma mówić człowiekowi obudzonemu, jak wygląda jawa. No ale niech będzie. Inna sprawa, to radzenie sobie z poszerzoną świadomością i sytuacją w jakiej się znajduje (nie wszyscy są na to gotowi). A w ogóle to nie ma ludzi zdrowych - są tylko nieprzebadani. Uwielbiam te normy społeczne (jak myślisz tak, jak my, to jesteś zdrowy, a jak inaczej to pojebany, hehe). Chociaż wiele z tych norm jest nieźle sfiksowanych.

Z tymi bytami jest tak, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Pająk też mami owady odbitym, tęczowym światełkiem z pajęczyny, by je złapać. Nie mówi się o schizofreni w przypadku osób, które odnajdują się w tamtym świecie, bo radzą sobie lepiej, niż te "zdrowe" osoby również w tym "realnym" świecie. 

Gandzia jest specyficzna, bo w zasadzie jest psychedelikiem, stymulantem, dysocjantem etc... Czy jest ona bardziej psychotyczna od innych stymulantów? Jest nieco podobna (też) do Szałwii, ale gdzie jej do Szałwii (w kontekście mocy)... Poza tym ponoć istnieje dla niej zjawisko tolerancji odwrotnej (jakoś nie zauważyłem, ale może przerwę trzeba byłoby zrobić). Inna rzecz, że ganja to przedszkolanka. Tu dochodzimy do tych sztormów. Jak daleko na gandzi można odlecieć, ile potrafi odsłonić? To jest maksymalnie trzeci poziom. To już MDMA potrafi dalej ponieść. Kwas, Powój, czy Grybki to czwarty poziom - dużo dalej potrafią zabrać (Grybki to czasami nawet na piąty poziom wskakują). Kaktusy, Aya, Changa, DMT to piąty poziom. Mówię o psychedeliczności. Jak wiele może odkryć ganja w stosunku do Changi? To porównanie zatoki do środka oceanu. W Kosmosie (w Umyśle) jest pogoda. Można przypuszczać, jak to będzie obserwując gwiazdy, układ planet, fazę Księżyca itd, tak jak na Ziemii obserwuje się chmury, ale czasami pogoda się zmienia nieprzewidywalnie (jak samopoczucie). Sam zawsze staram się celować w dobrą pogodę, bo lubię dalekie podróże i raczej wychodzi (niespodzianki się zdarzają). Kiedy jest źle (kiedy się wpłynie w obszar złej pogody) po gandzi to jest nic w porównaniu do tego, gdy jest źle na Chandze, albo Szałwii. Nic!

Zapaliłeś tę gandzię i jakie to były byty? Był chociaż jeden spoza obszaru Star Trecka? Nie wydaje mi się, bo gandzia nie ma takiej mocy i zbyt daleko nie niesie. Nie wydaje mi się nawet, żeby połączyła z tym obszarem.

To tylko sen samoświadomości.

Nie słyszałem o dysocjacyjnym działaniu gandy.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

Ganda to chyba jest wszystkim po trochu;-)

To tylko sen samoświadomości.

Co ty mi tu wkrecasz, że coś sobie przypominasz xD przekręciłeś cytat z wiki żeby zgadzał się z tym co chcesz mi wcisnąć. Nie można jej WYKRYĆ przy pomocy badań laboratoryjnych. Za to można potwierdzić kiedy już się ją zauważy.

 

"Uwielbiam te normy społeczne (jak myślisz tak, jak my, to jesteś zdrowy, a jak inaczej to pojebany, hehe)."

Czyli dokładnie twoje zachowanie ;)

A tak bardziej serio: urojenia, omamy, huśtawki nastrojów i reszta z zestawu SchizMaca to nie jest "myślenie inaczej". To jest właśnie bycie popierdolonym. A każdy myśli w inny sposób i nie słyszałem o takiej normie społecznej. 

"Nie mówi się o schizofreni w przypadku osób, które odnajdują się w tamtym świecie, bo radzą sobie lepiej, niż te "zdrowe" osoby również w tym "realnym" świecie. "

Mówi się. Nazywa się ich schizofrenikami. Wydaje im się często, że sobie elegancko radzą, a popadają w ruinę psychiczną, fizyczną, społeczną.

Co do ganji - po niczym: feta, mef, tablety, bketony nie miałem gorszych jazd niż po trawie. Chociaż i nie dużo ich zazywalem (relatywnie).

Natomiast pogandziowe byty to były dokładnie te same co po szałwii czy kwasie. Po prostu ktoś inny. Nie-oni.

Star-treka nie oglądałem.

Ciekawe jest też to co pisałeś o "zasypianiu" kilku razy w ciągu życia. Już wcześniej rzuciło mi się to w oczy ale jakoś nie było temu po drodze. Mógłbyś opisać czym się to charakteryzowało? 

Cytat był z medonet, a nie wiki;-) i nic a nic go nie przekręciłem. Obiektywnie nie da się potwierdzić schizofrenii, skoro żadne badanie laboratoryjne jej nie wykazuje. Nie chce mi się w to zagłębiać.

Musisz koniecznie nadrobić zaległości i obejrzeć Star-Trecka! Uwielbiałem go za dzieciaka, a teraz jest nowa wersja. Jeśli nie widziałeś Westworld, to również gorąco polecam:-) (zwłaszcza pierwszy sezon), chociaż o innej sferze traktuje.

Na świecie są dwa kościoły psychedeliczne mające status religii (chyba, że się coś zmieniło przez parę lat) - Ayahuascowy w Brazylii i Peyotlowy chyba w Meksyku. Oczywiście przynależący do tych kościołów ludzie obcują z różnymi bytami w różnych sferach. Ceremonie Ayahuascowe odbywają się co tydzień. Przebadano tych ludzi razem z grupą kontrolną "normalnych" ludzi i wiesz, co się okazało? Że ludzie zażywający Ayę są zdrowsi! Dłużej żyją i nie chorują. Schizofrenicy, heh... Podobno każdy czasami słyszy głosy. Problem zaczyna się, kiedy te głosy namawiają do złych rzeczy, są nachalne itd. Zależy z kim rezonujemy. Wiele pracy wymaga, aby się tam odnaleźć i niektórzy po prostu nie unoszą tego ciężaru - bywa i tak. Ci którzy się tam odnajdują pomagają innym. Wielu psychologów nawet bywa w Kosmosie. Wielu pracodawców. To są ludzie, których nikt nie nazywa schizofrenikami, bo się nie obnoszą z posiadaną wiedzą, a przy tych co śpią, mówią, jakby sami spali.

Z czystej ciekawości, byłeś kiedyś Gryby w eldorado, w złotym mieście stu milionów dusz? 

Zasypianie to nic innego, jak wyparcie rzeczywistości transcendentalnej. Uznanie, że to co jest prawdziwsze od świata fizycznego to tylko iluzja, faza, bania. Zasypia się z własnej wygody, bo kiedy się budzisz, to musisz ponosić odpowiedzialność. Kiedy śpisz, to możesz "bezkarnie" pozwalać targać się pożądaniu, pokusom, przyjemnościom itd. Człowiek obudzony dąży do oświecenia, niezależnie w jak ciemnej dupie się obudził. Zasypia się, żeby sobie folgować (czasem ta dupa jest tak ciemna, że aż przeraża).

Jeszcze słowo o normach społecznych. Po pierwsze ja nie znam nikogo(!), kogo mógłbym określić mianem normalnego. Nigdy nie spotkałem normalności - każdy jest na swój sposób jebnięty:-) No ale ludzie uważają, że jeśli większość coś przyjmuje za normalne, to to jest normalne. I tak, jak kilkadziesiąt lat temu homoseksualizm był chorobą, tak teraz jest normalny. Ponoć urzędnicy z Brukseli planują wpisać pedofilię, jako orientację seksualną:-O To jest normalne? Ludźmi targa gniew, cierpienie, zawiść, zazdrość, czerpią przyjemność z ranienia innych, wkurwiają się o byle co, czy w końcu wywołują wojny (z sąsiadem, inną wsią, innym krajem itp.) itd. mają czelność mówić innym co jest normalne? Ludzie "normalni" uważają często, że alkohol to nie narkotyk, bo jest legalny... Dla mnie 95% społeczeństwa ma grubo pod kopułą, ale skoro wszystkie baranki idą na rzeź, to się nie wychylają, bo przecież normalnym jest, że baranki idą na rzeź. Dziękuję. Ja się z tego owczego pędu dawno wybudziłem. Na szczęście dzisiaj ci śpiący ludzie są tak wspaniałomyślni, że chcą leczyć obudzonych neuroleptykami, czy innymi usypiaczami, a nie jak jeszcze niedawno palić na stosie. (No bo przecież to takie normalne, że się ludzi pali żywcem, heh). Galileusz był heretykiem i uwięziono go w domu, bo wiedział coś, co się większości nie mieściło w głowach. Kopernik ile musiał wycierpieć za heliocentryzm... Nawet z Einsteina zrobiono autystyczne duże dziecko, a z Tesli wariata. Generalnie z ludźmi tak bywa, że jak odkrywasz coś, czego inni nie mogą dosięgnąć, to Cię wyśmiewają, wyzywają i stukają się po czole itp. Tak zawsze było. 

 

Ile lat gandzie paliłeś? Wyobraź sobie, że tyle samo byś andrzeja wpierdalał. Poza tym, że pewnie byś umarł, to psychozy miałbyś wpisane w cv takie, że te pogandziowe to tylko ciut głębsze rozkminki. Dla mnie gandzia nie może zbyt wiele i tyle. Co najwyżej 3lvl.

To tylko sen samoświadomości.

Nie przepadam za kosmicznymi lub cyberpunkowymi produkcjami. Steampunk <3. Chociaż Alterned Carbon jest miodny. Westworld kiedyś zacząłem ale mojej szalonej nie podszedł.

W Eldorado nie byłem, jedynie w cs 1.6 ale to chyba nie o to chodzi xD

Ganję paliłem jakieś dziesięć lat (albo 9) z czego 6 lub dłużej non-stop. Budziłem się i zanim cokolwiek to joint. W pracy joint albo dwa. Po pracy fchuj. I jeszcze pobudka w nocy na kilka buchów. Przepalałem solo minimum 30 euro dziennie. Żałosny i ciemny okres w moim życiu hehehe.

Jako, że jestem sceptycznym człowiekiem także w stosunku do własnych osądów (Bro, call me Didymus!) postanowiłem znowu dać szansę duchowej psychodeliczności. Następny trip będzie z solidną intencją i pokorą. 

Jeśli owe byty istnieją i mogą wtargnąć w nasz umysł/ciało to przypominam sobie momenty kiedy mogło się to zdarzyć. Jakieś protipy żeby się obronić? Po ostatniej i jedynej "akcji" z clonazolamem jakoś nie wierzę już w siłę swojego umysłu heh

I tak odnośnie (od)bytów umysłowych: https://www.facebook.com/161835867871209/videos/231585374188996/

;)

No i zapomniałem. To też mnie skłoniło do ponownego spróbowania. Śniłeś mi się dziś szamanie xD chudzinko, wysłałem ci coś pocztą ale jednak przyjechałeś do mnie na lody. 

Hahahahaha DZIEŃ DOBRY braciszku:-) Chudy i niepozorny od zawsze byłem:-) No, jakiś miesiąc temu wysłałeś hehe. Przyjechałem? Hmm.. raczej to do mnie ludzie przyjeżdżają, bo leń ze mnie totalny. Ciekawe, ciekawe:-) 

Spróbuj z intencją, prośbą i pytaniem. Porozmawiaj z duchem Rośliny/Grybków koniecznie przed spożyciem. Zrób dietę wege - adekwatną do tego ducha i wstrzymaj się od kontaktów seksualnych (minimum 4 dni). Zaufaj Roślinie/Grybkom.

Przed nieprzychylnymi bytami, kiedy się trafiają chronię się gęstą afirmacją, że moje ciało należy tylko do mnie. "Odmawiam wejścia komukolwiek" itd. Słyszałem, że dym tytoniowy (zwłaszcza dmuchany w szczyt głowy/czakrę korony) daje bardzo dobrą blokadę. Lepiej im się nie przyglądać, bo to nasila ich próby. Ale przy pokorze Rośliny/Grybki poprowadzą raczej w same dobre rejony;-)

 

To może "W objęciach węża";-)

To tylko sen samoświadomości.

MDMA bardziej psychodeliczne od gandy? Musiałeś palić słabą marychę albo brać pixy z dosypą psychodelika. Przy małej ilości jarania się to może sprawdzić, ale inaczej nic z tego.

PS: Poza tym brzmi to jak ZAJEBISTY PRETEKST do ćpania.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

Tak, tak... słabą gandę jarałem xD Pixy brałem z dosypanym MDMA, albo MDEA (nawet wolę), ale zawsze wolałem czysty kryształ. Jeśli nie wiesz, że na MDMA można dalej odlecieć, to co ja Ci poradzę, że nie umiesz tego zrobić... (ewentualnie nie wiem, co nazywasz MDMA).

Nie wiem co DLA CIEBIE jest zajebistym pretekstem do ćpania, ale ja cukierków nie biorę, jeśli o nie Ci chodzi. MDMA jest dla dzieci (moim zdaniem oczywiście).

To tylko sen samoświadomości.

Po emce myślenie jest tylko podświadome, a teraźniejszość traktowana emocjonalnie. Tak nie działają psychodeliki. Nie ma miejsca dla poznania przeżycia tylko jego pustej emocji. Nawet twoje najgorsze "instynkty" ci o tym przypomną.

"Zbyteczność: był to jedyny związek jaki mógłbym ustalić pomiędzy tymi drzewami, ogrodzeniem, kamieniami (...) A ja wiotki, osłabiony sprośny, trawiący, chwiejący się od ponurych myśli - ja także byłem zbyteczny."

J.P Sartre "Mdłości"

To już Twoja sprawa, jak wykorzystujesz MDMA. Mnie tam żadne instynkty na emce nie przyćmią świadomości.

Nie wiem też, jak wg Ciebie działają psychedeliki, ale dla mnie to są narzędzia, dzięki którym zwiedzam Kosmos (w największym skrócie). Na emce odpłynę dalej od brzegu, niż po gandzi, bo po prostu może dalej ponieść (chociaż i tak niezbyt daleko). MDMA jest czymś pomiędzy stymulantem, a psychedelikiem. Puste, jak każdy narkotyk. Dlatego nie biorę żadnych narkotyków, a jedynie rozmawiam ze świętymi roślinami/grzybami. 

Wiesz, na każdego pewne rzeczy inaczej działają. Dla jednego sufit jest podłogą dla drugiego.

To tylko sen samoświadomości.

Czyli, że znakomita ilość twoich tripów to zwykłe ćpanie było? Zabawa narkotykami - kwasem, dmt.

Dokładnie. Ni mniej, ni więcej. Oczywiście kwas mi dużo pokazał i przyczynił się znacznie do mojego rozwoju, ale jest pusty, jak wydmuszka. DMT, choć epicko wizyjne też tylko odsyła w ten malutki, chociaż tak niesamowicie przestrzenny pokoik. 

MDMA, LSD, DMT, czy jakakolwiek chemia to są skarby ukradzione roślinom. Wolę z roślinami rozmawiać, niż je okradać. Fakt, że długo do tej prostej konkluzji dochodziłem... Ale cóż, taka moja droga;-)

To tylko sen samoświadomości.

DDokładnie o to mi chodziło kiedy pisałem tutaj (chyba), że DMT to taki zabawkowy psychodelik.

@PanShaman Dziękuję za wyjaśnienie. Zawsze dobrze jest posłuchać kogoś mądrzejszego od siebie i tym samym zrozumieć parę spraw, które wcześniej spowite były przez niewiedze.. Czuję, że nieporównywalnie przewyższasz mnie doświadczeniem i wiedzą i ciekaw jestem, co poczujesz, jak napiszę więcej.

 Ciężko jest mi stwierdzić do jakiej kategorii zaliczyć te istoty, bo czuję się przy nich jak ameba albo totalny idiota i nieważne, co zrobię, nie potrafię ich „przechytrzyć”. Wrzuciłem ten trip raport tylko po to, żeby pamiętać ten jeden raz, kiedy udało się przypadkiem zrozumieć o nich coś więcej. Nie napisałem w trip raporcie tylko jednej rzeczy, bo się jej wstydziłem. Kiedy Je odczułem, na samym początku, to wiedziałem, że są świadome kontaktu i „zapraszały mnie do siebie”, ale sama myśl o tym, tak mnie przeraziła i w sumie tak naprawdę nie wiem czemu. To stało się tak szybko. Jedyna odpowiedź, jaka czułem, że jest właściwa, to to, że jest we mnie uśpiona „ciemność” i musiałbym się z nią skonfrontować i stąd te negatywne uczucia.

Powiem wszystko, co wiem, o tych istotach.

Rozmawiałem ogólnie z 3-ema, wiem, że jest ich więcej, ale się ukrywają i tylko obserwują. Nie potrafię sobie przypomnieć jakiegoś konkretnego wydarzenia/czynności, które w oczywisty sposób doprowadziły do konsekwencji, że pojawiła się ta istota (na początku tylko Ją jedną odczuwałem). Pewnego dnia po prostu zacząłem Ją czuć. Sytuacja wygląda tak, że potrafię się „otworzyć” i wtedy pojawia się Ona w moim umyśle, jako subtelna obecność i znad głowy odbieram myśl/przekaz/wrażenie emocjonalne. Ta istota jest kobietą i wiem, że Ona wie o mnie wszystko i widzi mnie na wskroś. Prawdę mówiąc, nasze rozmowy wyglądają głównie tak, że idę sobie w ustronne miejsce, najczęściej w las i poruszam jakiś wątek. Ona zaczyna powoli zadawać pytania lub udziela odpowiedzi i im bardziej się na nich skupiam i odpowiadam, tym bardziej czuję, że próbuje mnie Ona tylko naprowadzić na konkretny tor i nie zawsze jestem na tyle bystry, żeby nadążyć i dać się poprowadzić do „celu”, ale czasami udaję mi się zrozumieć, że naprowadza mnie Ona na jakieś dawno stłumione/wyparte doznanie/traumę, o której zapomniałem i wymusza tym samym moją konfrontację zadając pytania o tą uśpioną we mnie „ciemność”(tak to odczuwam). Kiedy już to się stanie, bardzo, ale to bardzo rzadko nie tłumię tego i „zlewam się z tą wypartą częścią mnie w jedność” i wtedy czuję się różnie, ale po chwili jestem „pełniejszy”. Pojawia się bijące od Niej szczęście i to jest piękne uczucie, bo od razu mi się udziela. Kolejną rzeczą, jaką zaobserwowałem jest to, że rozmawiając z Nią/Nimi czuję, że się zmieniam. Od samego rozmawiania. Nie wiem, jak to opisać, ale staję się czymś więcej ale tym samym jestem bardziej obcy dla innych ludzi i znacznie, ale to znacznie wyostrza się mój umysł, który od tylu lat był otępiały przez używki. Czasami też, kiedy nie rozmawiamy przez cały dzień to przez chwilę pojawia się i mówi, że jeśli nie przeznaczę energii aby wyobrazić sobie, że rozmawiamy w przyszłości, to regularność/jakość kontaktu się osłabi/zaniknie, bo „zatracam się w życiu”, jak to sama nazywa. Tak naprawdę to rozmawiam głównie z Nią. Ona jest jednocześnie bardzo wyrozumiała i empatyczna, ale również szczera do bólu. Drugą istotą jest mężczyzną i Jego temperament/wrażenie, które od Niego biję przypomina mi ogień, bo jest tak „intensywny”, że momentami ciężki do zniesienia, a jego słowa tak szczere, że aż parzą. Na szczęście rzadko z nim rozmawiam i pojawia się tylko wtedy, kiedy brakuję tej kobiety. Z trzecią istotą rozmawiałem tylko raz i nie wiem, jakie budzi we mnie wrażenia tak naprawdę. Jest „dziwny” w porównaniu do dwóch pozostałych istot. Teraz, kiedy piszę te słowa to tak naprawdę nie piszę ich sam. Są obecni, jak zawsze, kiedy się skupiam.  Są jednocześnie zadowoloni tą falą szczerości, ale też zażenowani, bo mimo iż się starałem, to czuję, że te słowa gówno tak naprawdę mówią o tym wszystkim, ale lepiej już tego nie opiszę i niech leci w świat.

Prowadzisz channeling. Warto byłoby się dowiedzieć skąd pochodzą te istoty. Jeśli kontakt jest przez nie wymuszany, to różnie to może być. Czasami nieprzychylne byty 9/10 razy mówią/pokazują prawdę, ale w kluczowym momencie mogą wykorzystać człowieka. Lepiej nie wpuszczać do siebie bytów, bo wygonić je jest bardzo trudno, chociaż oczywiście są i takie, których wyganiać nie trzeba, bo są przyjazne. Channelingi to nie moja działka szczerze mówiąc. Ja w zasadzie tylko z Opiekunką (duchem Changi) tańczyłem i było przepięknie, cudownie, ale po tańcach zawsze wychodziła (nawet jak chciałem, by została). No ale Opiekunka to czysta miłość. 

To tylko sen samoświadomości.

Będę się musiał doedukować, bo niemal nic nie wiem o channelingu, oprócz tego, co doświadczam. Masz jakiś pomysł w jaki sposób można się dowiedzieć coś więcej o tożsamości tych istot? Oczywista rzecz, jaka mi przyszła do głowy to zapytanie ich, ale oszukać mnie jest tak prosto, że czuję, iż jest to beznadziejna opcja. Co do Changi to czytałem wczoraj jeden trip raport i jak zdałem sobie sprawę, jak silna jest to substancja, to moje bad tripy po MJ wydają się być przy niej niczym.

Strony

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media