Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

3 plateau - czas zwalnia, ciśnienie przyśpiesza

detale

Substancja wiodąca:
Dawkowanie:
675mg (45 tabletek acodinu)
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Nastawiony odkrywczo na osiągnięcie 3 plateau. Do południa czułem się niewyraźnie, na szczęście przeszło mi kiedy wyszedłem w drogę do domu K, gdzie mieliśmy nocować razem z T. Miejsce pobytu przygotowane odpowiednio na łóżkowe tripowanie pod opieką odpowiedzialnych ludzi.
Wiek:
18 lat
Doświadczenie:
thc(nie zliczę, od 6 miesięcy nic), etanol(około 15 razy), amfetamina(raz 200mg), benzydamina(raz 500mg), metoksyfenidyna(raz 100mg), kodeina(3 razy 225mg, 290mg, 300mg), kofeina(1-2 razy na miesiąc), mieszanki ziołowe(3 razy), N2O(4 razy), dekstrometorfan(po 2 razy 225mg,300mg i raz 450mg)

3 plateau - czas zwalnia, ciśnienie przyśpiesza

20:55 - zarzucane 4 paski w odstepach 10 min między każdym podczas spaceru po starym grodzie (świetny klimat, wielkie drzewa, zero oświetlenia, teren pokryty wieloma wzniesieniami i wypukłościami oraz pozostałościami po starym grodzie)

21:47 - zacząłem odczuwać pierwsze efekty - pisk w uszach, ciepło i zmniejszone czucie przede wszystkim w opuszkach palców.

??? - poszliśmy do domu K. po bluzy i stuff. Chwile po wejściu zacząłem sie rozpływać, chodzenie przypominało brodzenie w jeziorze po kolana, do tego dochodził zauważalny już klatkarz obrazu. Wyszliśmy z domu jakieś kilkanaście minut później, udając się na pobliski plac zabaw. W trakcie drogi konkretnie zdekszony już na tamtą chwilę mózg powiedział "czujesz, że nie zhafcisz? bierz jeszcze 5!". Jak powiedział tak zrobił. Kiedy doszliśmy odczułem chwilę spokoju ... typowe ... w jeden moment uderzylo we mnie jak młot. Mielismy niecalą godzinę, żeby zawijać się do mieszkania. Od tego momentu pamiętam tylko skrawki porozrzucanych wspomnień obrazów, mniej dzwieków i obrzydliwie chemiczny smak w ustach. Dotyk, wech ? Co to ? Nie umiałem sobie wyobrazić, że mogą istnieć takie zmysly. Z dalszego pobytu pamiętam, że kamienie po których chodziłem wydawały dźwięk coś powiędzy odgłosem stąpania po świeżym śniegu, a odrywanego kęsu swieżego jabłka. Siedzielismy na dachu drewnianej lokomotywy, z której udało mi się zejść w ostatnim momencie, chwilę dłużej i musieli by mnie ściągać przy pomocy jakiejś machiny z podwieszakiem. Okazało się, że zapomnielismy ognia, więc ich plan spalenia po lufie zakonczył się dośc mocną frustacją, zważając na brak otwrtych sklepów w pobliżu. Weszliśmy na karuzelę i zaczęliśmy się kręcić, wszystko tak niesamowicie przyspieszyło, widziałem panoramą. O dziwo mdłości nie byly w cale nasilone, bylo perfekcyjnie. Ciśnienie coraz bardziej rosło, a moje brodzenie w jeziorze zmieniło swój wyraz na taplanie po czubek głowy w gęstym kiślu, w którym miałem ochotę skakać. W drodze powrotnej uświadomiłem sobie, że nagle z placu zabaw znalazłem się pod frontowymi drzwiami, jeszcze razem z K i T. Pamiętam brzebłysk jak wchodzimy i zapalamy swiatło w korytarzu oraz jak wchodzimy po schodach, cztery piętra (o dziwo jak się dowiedziałem od towarzyszy bezproblemowo wbiegłem na górę). Nie ogarniam jak i kiedy dokładnie, ale najwyraźniej w momencie wejścia do pokoju docelowego świat sie zapadł. Nie pamiętam nic z podróży do tego miejsca, nie miało to znaczenia i tak wiedziałem, że się nie polepię. Trudno mi wyrazić co wtedy widziałem, a może czułem. Tak, czułem. Czułem wszystko, bylem każdą z niewielu rzeczy które jeszcze dochodzily do mnie ze świata zewnętrznego. Doszedłem do wniosku, że skoro jestem wszystkim to po co mi ciało. Chciałem sie oderwać od niego, nie umiałem, coś jakby mnie trzymało, ostatkami sił nie pozwalało mi sie wyrwać. Zrozumiałem wtedy, że ciało mnie potrzebuje, nie umie beze mnie życ jak i ja bez niego, więc wszedłem w jego głąb. Było ciemno, porwiście. Usłyszałem głos, znajomy ... to był mój głos, moje myśli, wbrew prawom fizyki odbijały się echem w nieskończonej, pustej przestrzeni. Nagle cisza, ciemność, nic nie pamiętam. Przebudziłem się w innej pozycji, każdy mój ruch wydawał szelest, przyjemnie drażniacy moje bębenki w uszach. Odbijał się i dochodził do mnie w paru kopiach i różnej częstotliwości, rozróżniałem je jako glęboka, głucha i normalna, dodam, że nie zawsze docierały 3 rodzaje, cześciej tylko dwa pierwsze. Otworzyłem oczy, to co zobaczyłem przerosło moje oczekiwania, widziałem światło, dwa wirujące obrazy, różne kolory o przeróżnych odcieniach, rozmaite, niezrozumiałe wzory gdzie nie patrzyłem. Zagłębiłem się w (jak się teraz okazuje we wzorze na poszewce od poduszki) neonowych przewodach. Zamknąłem oczy, zacząłem płynąć jednym z nich, był taki nieskonczony ! Poruszalem się z prędkością swiatła, poszukując celu w podróży po mieniących cię kolorami granatu i fioletu ścianami przewodu. Przez neurony przepływało tyle impulsów, że czułem jak się palą. Miałem niewiarygodnie wysokie ciśnienie i gorączkę. Jakieś kilka lat dryfowania w pustej przestrzeni później, siłą nieskoordynowanych ruchów podniosłem ciało i zawiesiłem sie na oparciu łóżka. Tam ujrzałem rozmazanych ludzi, byli to K. i T. Powiedziałem "Siema" i upadłem bezwładnie na poduszkę. Tak około 10 razy z tym, że czasem zanim znów zanurkowałem twarzą w dół udawało mi sie wydusić "wróciłem", "ja piedolę", a raz nawet " co robicie i kim jesteście?!" zawsze konczyło sie to krótkim, wymawianym zwiędłym głosem "idę spać". Jakiś czas po peaku, nie wiem jak dałem radę, ale wyjałem telefon z kieszeni, z tym, że słuchawek już nie dałem rady, nie mówiąc o odblokowaniu go. Udalo mi się natomiast zobaczyć na wyswietlaczu godzinę, sprawdzalłem ją kilka razy, dalej nie wiem jak to robiłem, coś we mnie wiedziało co to czas ... ba! ... nawet wiedziało jak go odczytać i zinterpretować na zasadzie długo, krótko. Na moje to wygladało tak : około 23:50 - nieogarniałem, że nie ogarniałem, zastanawiałem się z jakim elementem otoczenia się utożsamić 0:03 - ogarniam, ze mineło cos takiego jak czas 0:07 - minęły wieki od 0:03, wspominałem przez chwile czasy kiedy to jeszcze widniała na ekranie(w końcu 4 min to bardzo dużo) 0:13 - stwierdziłem, ze kolega ma czarną dziurę w lóżku i włożyłem tam rękę, zawiedziony, że nic nie znalazłem w niej znowu padłem 0:17 - pewien, że już przynajmniej minęła godzina, przerażam się, że może czas zwalnia i nagle się zatrzyma, a co wtedy, no właśnie. 0:24 - szelest poruszania się, dzwięki z filmów na yt które oglądali i ich głosy były takie nieuporządkowane, dwoiły się, troiły, w pewnym momencie ten chaos stworzył dubstep, magia. Dalej mój telefon znikł gdzieś, nawet go nie szukałem.Strasznie męczyłem się z ciśnieniem, jakbym miał zejść na miejscu. Nie udczuwałem czasu, więc nie wiedziałem, czy oddycham za szybko, czy za wolno, dlatego starałem się o tym zapomnieć, żeby oddech samoistnie sie wyregulował, pomogało, do czasu aż sobie o tym nie przypominałem. Na szczęście powoli ciśnienie spadało. Przechodziła mnie mysl, że gdybym umarł to bym się tym nie mogł przejmować, bo by mnie nie było, a skoro nie było by mnie, nie było by całego wszechświata który powiedzmy znam, uświadomiłem sobie, giną nie cząstki (istoty żywe), a kolejne całe wszechświaty . Mało pamiętam co działo się dalej, w większości pamiętam nieistotne urywki, jak to mi jest słabo. Mogę jeszcze wyróżnić momenty kiedy obraz falującej firanki z lewego oka nalożył mi się na obraz z prawego i widziałem jak kaloryfer faluje. Na suficie widzialem "coś?", ostrzegłem K, że "myszki ma na suficie". Patrzyłem się slepo w wentylator skierowany bezpośrednio na mnie , między łopatami pojawiała sie biała smuga, która przesuwała się w tą samą stronę co łopaty, tylko wolniej. Kiedy efekty dysocjacyjno-psychodeliczne ustąpiły, czułem ból głowy jak po połówce czystej, do tego rano odwodnienie i niemilosierny kac, co mi sie jeszcze nie zdarzylo po dxm, dpobra moja, ze miałem wodę (wypiłem łacznie 3 litry). Była to zdecydowanie moja najgłębsza podróż do tej pory i byłaby najlepszą, gdyby nie problem z ciśnieniem, ktore spychało mnie dość mocno z tego świata (a może to problem percepcyjny, choć nie sądzę tak) oraz nie pozwalało sie prze około połowe tripu zrelaksować na tyle, żeby odciec w nieznane. Na drugi dzień czuję, że duuużo czasu minie zanim spróbuję ponownie kaszlaka. Nie przekroczę już więcej 2 plateau, ze wzgleędu tylko i wyłącznie strachu o układ krążenia.

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
18 lat
Set and setting: 
Nastawiony odkrywczo na osiągnięcie 3 plateau. Do południa czułem się niewyraźnie, na szczęście przeszło mi kiedy wyszedłem w drogę do domu K, gdzie mieliśmy nocować razem z T. Miejsce pobytu przygotowane odpowiednio na łóżkowe tripowanie pod opieką odpowiedzialnych ludzi.
Ocena: 
Doświadczenie: 
thc(nie zliczę, od 6 miesięcy nic), etanol(około 15 razy), amfetamina(raz 200mg), benzydamina(raz 500mg), metoksyfenidyna(raz 100mg), kodeina(3 razy 225mg, 290mg, 300mg), kofeina(1-2 razy na miesiąc), mieszanki ziołowe(3 razy), N2O(4 razy), dekstrometorfan(po 2 razy 225mg,300mg i raz 450mg)
Dawkowanie: 
675mg (45 tabletek acodinu)

Odpowiedzi

Ło, matko. A gdzie podziały się akapity? :D

Sam bralem DXM i uwierz mi nie warto. Strasznie ryje banie na czym sie sam przekonalem. Juz nie mowiac o zoladku, w wieku 25 lat bedziesz sral przed tubke. To zawiera tyle sorbitolu ze by slon na to naszczal. Rob jak chcesz ale DXM i benzydamina to jedno wielkie gowno.

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media