Znowu widzę pułkownika B. — olbrzymia kupa płynnych świń wylała mu się z lewego oka, które zniekształciło się przy tym w sposób potworny. Scena teatralna — na niej potwory sztuczne. Ohydny świnio ryj w zielonej konfederatce z piórkiem. (Witkacy, Peyotl)
Kanał RSS neurogroove

[lsa] pora na pluszowość

detale

Substancja wiodąca:
Natura:
Apteka:
Dawkowanie:
8 nasion Powoju Hawajskiego z ,,Seeds of the Gods" przywiezionego z Holandii
Kieliszek 50ml malinowej nalewki mamusi
4mg Flubromazepamu do snu
Rodzaj przeżycia:
Set&Setting:
Wolny dom na dłuższy okres, pozytywne nastawienie, ciekawość nowej, naturalnej substancji, zrelaksowanie i pełna gotowość na mocne doświadczenia.
Wiek:
19 lat
Doświadczenie:
Kannabinoidy:

Marihuana (dość często)
BB-22
AB-FUBINACA
5F-AKB-48
AKB-48



Psychodeliki:

MXE
2C-P
5-MeO-MiPT
Grzyby Psylocybinowe [4-PO-DMT]
5-MeO-DMT
Dextrometorfan
5-MeO-MALT
Alliloeskalina
25C-NBOMe
25I-NBOMe
4-HO-MET
Powój Hawajski [LSA]


Stymulanty:

Kofeina (codziennie)
a-PVP
3-MMC
Etylofenidat
ETH-CAT
4-MMC
2-FMA
Dibutylon
PV8
Amfetamina
3-FA


Empatogeny:

5-MAPB
6-MAPB


Depresanty i podobne:

GBL
Tramadol
Kodeina
Tianeptyna (Coaxil)


Zioła inne:

Calea Zacatechichi
Kratom
Kra-Thum-Khok
Maconha Brava
Serdecznik Syberyjski
Combretum Quadrangulare
Kanna (Sceletium Turtuosum)

[lsa] pora na pluszowość

Wstęp:

Nie było mnie, a raczej - nie pisałem tu od dłuższego czasu. Było to spowodowane tym, że tak jak wspomniałem we wcześniejszym TR i komentarzach pod nim znalazłem miłość swego życia i postanowiłem ogólnie osiągnąć coś życiowo co z powodzeniem realizuję i bardzo mi z tym dobrze.
Od ostatniej kreski 3-MMC 30 listopada zeszłego roku nie tykałem się praktycznie nic chemicznego, nie licząc wypróbowania słynnego GieBLa, bardziej w poszukiwaniu zamiennika alkoholu (nienawidzę kaca i długości trwania upojenia alkoholowego oraz jego wpływu na osiągnięcia sportowe, w których GBL nie przeszkadza), nie przypadło mi to jednak do gustu. Spróbowałem także (pierwszy raz nieświadomie) opiatów, a dokładniej tramadolu, miałem kontuzję, bolało, a że ja mam w zwyczaju brać wszystkiego potrójne ilości to i z Noax'em (tramadol) znalezionym w szafce tak zrobiłem i skończyło się to pluszowością po 300mg tramca. Powtórzyłem to jeszcze raz, a potem kolejny, tyle, że z Kodeiną, ale na tym się skończyło, bo ręka się wyleczyła, a do opiatowej - choć fajnej - fazy mnie nie ciągnie. Psychodelików poza Marihuaną nie tykałem się wcale. Stymulantów również. Generalnie postanowiłem nie tykać się niczego nie pochodzącego wprost z natury. Dopiero na wyjeździe do Holandii spróbowałem grzybków ichniejszych, oraz po powrocie - szałwii, jednak z tych dwóch tripów nic wartościowego nie wyniosłem, więc ich opisywać nie zamierzam.

Ale...

Z Holandii przywieźliśmy też coś... coś magicznego. Nasiona Powoju Hawajskiego. 

Od dawna o tej roślinie słyszałem, od dawna słyszałem też o Erginie (czyli LSA), ale dorwać to w Polsce? U nas na osiedlu w kółko tylko parchana Ganja zamiennie z amfetaminą i mefedronem... ewentualnie podrabiane LSD (czyli najczęściej NBOMe lub DOx), lub podrabiane MDMA. Generalnie - nic ciekawego. 

Przejdźmy więc do rzeczy.

Spędziłem upojną noc i dzień ze swoją ukochaną, po czym odwiozłem ją do domu, zaparkowałem samochód i schowałem kluczyki - zasada "nie wsiadać za kółko po czymkolwiek" obowiązuje zawsze i wszędzie - następnie udałem się do sklepu po małe zakupy jedzeniowe. Pod wieczór wpadł do mnie mój znajomy, którego znacie już z poprzednich TRów, zwany Suchym. Pomógł mi trochę ogarnąć mieszkanko, ja przygotowywałem duży pokój, on zmywał naczynia, następnie poszedłem po paczkę z nasionami, którą ze sobą przywiózł. Była zamknięta w opakowaniu z płytą Adventure Time. Jakże trafnie. Pora na przygodę! Było ich 20, odmierzyłem nam po 8, 4 zaś zostawiłem do prób sadzenia. 

Kiedy skończyliśmy już sprawy porządkowe, ubraliśmy się jak na wyprawę w teren, zapakowaliśmy nasionka w kartki i wyruszyliśmy. Kilkadziesiąt metrów od domu, stwierdziłem, że w drodze do sklepu po fajki można od razu już zacząć żuć nasiona, więc odpakowaliśmy swoje kartki i wsypaliśmy do ust po 8 nasionek.

23:05

Nasionka są twarde, zzewnątrz mają posmak podobny (dla mnie) do... orzechu laskowego? W środku zaś smakowały dla mnie po prostu... roślinnie. Jednak smak, w porównaniu do palenia szałwii, jedzenia holenderskich grzybów czy picia naparu z Calea Zacatechichi był wręcz boski! A tak serio, to po prostu dało się go znieść. Rozgryzłem wszystkie nasionka, przeżułem i wsadziłem pod język. W międzyczasie postanowiliśmy odpalić sobie po papierosie w drodze na stację paliw. Gdy już wypaliłem, po około 5 minutach od przyjęcia nasionek postanowiłem je połknąć, chwilę później dotarliśmy na stację paliw, gdzie od przemiłej pani o nadnaturalnym prawie dwumetrowym wzroście kupiłem dwa litry soku porzeczkowego 25% do picia oraz papierosy Winston jagodowe. Stamtąd oddaliliśmy się już wprost na nasze docelowe miejsce tripowania, na które uwielbiałem przychodzić palić ze swoim innym znajomym. Mieliśmy w planach wdrapać się na 3piętrowy budynek kopalnianego taśmociągu, jednak po namyśle stwierdziłem, że jeśli LSA wejdzie w momencie kiedy będziemy na dachu to może się to skończyć kiepsko.

23:35 

Docieramy na miejsce po drodze wypalając po kolejnej fajce i zapijając smak nasion sokiem porzeczkowym. W moim żołądku powoli zaczyna robić się źle, ale... byłem na to gotowy. Przekopałem połowę [H] i neuro przed tym tripem, więc nudności nie były dla mnie żadnym zaskoczeniem. Z braku laku i miejsca do siedzenia postanowiłem, że udamy się pod most nad autostradą. Widok pędzących samochodów zawsze wzbudzał we mnie ciekawe odczucia, uwielbiałem je podziwiać, zaś most o którym mowa znajdował się na takim odludziu, że mogliśmy tam robić co tylko chcemy, zaś sama autostrada oddzielona od nas była prawie dwumetrowym płotem z siatki, przez który w stanie wyższych lotów na pewno nie dał bym rady się przeprawić. Siedząc, paląc i pijąc sok czekaliśmy na nasz najlepszy trip życia, rozmawialiśmy sobie w między czasie o polityce, o ludziach, o nauce, o narkotykach, o sytuacji na świecie... o miłości. Mimo upływu 9 miesięcy dalej mam motyle w brzuchu, musicie mi więc wybaczyć, tak jak wybaczył mi to Suchy, że większość moich myśli dalej zaprząta moja druga połówka. Lepsza połówka, lepsza, bo nie jest ćpakiem :D Ale mniejsza teraz o to. 

 

23:45

Mdłości na tyle przybierają na sile, że postanawiam wstać i udać się do barierki przy schodach prowadzących w dół, do drogi prowadzącej do wcześniej wspomnianego taśmociągu. Razem z Suchym postanawiamy, że lepiej pozbyć się tego nieprzyjemnego uczucia solidnym bełtem niż potem ewentualnie męczyć się z mdłościami na tripie. Ta decyzja była doskonała - oparłem się o barierkę, palec w gardło, chwila i już po sprawie, przepłukałem sobie usta sokiem, wytarłem rękę i z ulgą odpaliłem papierosa, po czym ruszyliśmy w dół schodów czując powoli pierwsze zmiany w naszej świadomości. Zaczynałem czuć się kanapowo, sennie, to również nie było zaskoczeniem, jednak zamiast, tak jak było w planach - wędrować, postanowiliśmy udać się do mnie do domu, żeby resztę tripa spędzić w cieple. To również była doskonała decyzja.

24:00

Parę minut po rozpoczęciu drogi powrotnej, którą specjalnie obrałem przez dość odludne miejsca (w razie nagłego napadu psychodeli lub powrotu mdłości), zaczęliśmy odczuwać efekty mocniej. Mogę je porównać do... upojenia alkoholowego ze swoistą euforią? Nie potrafiłem iść prosto, ale nie czułem się też ociężały, miałem doskonały humor, śmialiśmy się z czego popadnie, ale obydwoje jednak już chcieliśmy siąść i odpoczywać. Po drodze stanęliśmy żeby załatwić szybką potrzebę fizjologiczną, co każdemu z nas w tym stanie zajęło chwilę, bo zalegaliśmy, delektując się stanem odpoczywania i stania w miejscu. Jednak zawsze drugie z nas motywowało pierwsze do ruszenia dolnej części pleców - w końcu na końcu drogi czekał dom! Ciepły, milutki, przyjemny domek. Muzyka. Jedzenie. Picie. KANAPY. FOTELE. PODŁOGA. PLUSZOWE DĘBOWE PANELE. Wait. What? Dobra, nieważne, dowiecie się za chwilę.

24:10

Droga dłuży się już dość mocno, mimo tego, że codziennie chodzę tą trasą z psem, to wydawało mi się, że idziemy już dobrą godzinę, a z każdą minutą coraz bardziej chciało mi się siąść i cieszyć ryjek do świecącego księżyca. Ale wiedziałem, że jak siądę, to będzie mi wszystko jedno - beton, nie beton, w tym stanie wszystko jest jak poduszka. Problemem nie była ani godzina, ani twarde podłoże, ani nawet lokalizacja. Problemem była temperatura. Nie było mi zimno, ale nie chciałem też skończyć leżąc na zimnym asfalcie tudzież betonie, w lesie koło autostrady o północy pod koniec września. Było dosłownie z 10 stopni. Może mniej.

24:20

Docieramy do mojego osiedla. W prawdzie po drodze odpalałem na chwilę moją nurkową latarkę i w snopie światła widzieliśmy magię otoczenia, jednak wejście na własne osiedle i zobaczenie go... w TAKI sposób było magiczne. Nie miałem żadnych wizuali... nie, nie o to chodzi. Ale po prostu rozświetlona ulica wydawała mi się magicznie piękna. Z resztą nie tylko mi, sądząc po odgłosach zachwytu wydawanych przez Suchego. Przemierzyliśmy ostatnie 500 metrów drogi do domu z rozdziawionymi gębami podziwiając piękno zwykłego, burego osiedla w moim burym na codzień mieście. Piękne wydawały się samochody, te blaszane cudy techniki jakże ułatwiające nam transport. Piękny był plac zabaw, na którym codziennie wesoło bawią się dzieci. Piękne były nawet murowane śmietniki na moim osiedlu. Wszystko było piękne, a najbardziej to, co działo się w mojej głowie. Widząc klatkę, za wczasu wyjąłem klucze, byle by tylko ograniczyć czas przebywania na klatce do minimum. Nie chciałbym, żeby sąsiedzi mnie teraz widzieli. Nie to, że zachowywaliśmy się dziwnie, ale wiem, co dzieje się z moimi oczami po takich substancjach, a braku tęczówek raczej nie da się wytłumaczyć upojeniem alkoholowym.

24:25 

Wchodzimy do domu. Suchy zaraz po wejściu pada na podłogę pokrytą kafelkami i doznaje orgazmu duchowego. Ja nie pozwalam sobie na tę przyjemność i w pierwszej kolejności się przebieram w domowe ciuszki, następnie włączam muzykę, biorę łyk pysznego porzeczkowego soku i kładę się na kanapę. Boże. Boże, Anioły i wszystko co tam sobie na górze siedzi - jak mi dobrze! Jaka ta kanapa mięciutka! Jak ja śmiałem kiedykolwiek narzekać na nią. Oczy same mi się zamknęły, a mózg sam przekierował mnie w świat neonowych obrazów i geometrycznych figur zmieniających się jak w kalejdoskopie. Ów widok przypomniał mi o moim oświetleniu dyskotekowym które posiadam w domu, zmusiłem się więc, żeby otworzyć oczy, poszedłem do schowka, wyciągnąłem owe światełka i rozmieściłem po dużym pokoju, następnie zmieniłem muzykę na składankę Chillstepową i z powrotem położyłem się na kanapie. Oddałem się mojemu uczuciu istnej ekstazy i pływaniu w neonowych wizjach. Zawibrował mi telefon, wyjąłem go i odblokowałem. Pewnym problemem w użytkowaniu telefonu było to, że nie wiem jakim cudem widziałem ekran z tyłu obudowy i próbowałem go użytkować, jednak nie reagował, dopiero jak potrząsnąłem głową, zorientowałem się, że stukam palcami po gumowej obudowie. Kiedy już ogarnąłem jak używać własnego Smartfona odczytałem wiadomość, a następnie skupiłem się na swojej tapecie w telefonie. Prawdziwym geniuszem, mistrzostwem, arcydziełem lub po prostu - dobrym pomysłem - było ustawienie sobie zdjęcia swojej dziewczyny na tapecie w telefonie. Wspomnienie o niej dopełniło jeszcze bardziej mojego uczucia duchowej ekstazy, która teraz przeszła prawie, że w duchowy orgazm. Zaczęło mi jej brakować u boku. Doznałem nieodpartej potrzeby napisania jej, jak bardzo ją kocham, przytulenia się, bliskości... jednak było już późno, a SMS w środku nocy w stylu ,,KOOOOOCHAM CIE, KOCHAM, KOCHAM, KOCHAM" raczej nie był by niczym normalnym, więc dałem sobie spokój i oddałem się moim wizjom, wspomnieniom i obrazom wspólnie spędzonych chwil przywoływanych właśnie przez mój mózg. Taki stan trwał jeszcze przez kilka dobrych chwil, aż do czasu, kiedy przypomniałem sobie o moich okularach 3d dołączonych dawno temu do podręcznika z fizyki w liceum. 

Udałem się po nie, a następnie podpiąłem laptopa do telewizora i odpaliłem film 3d z jakimś typem siedzącym w pokoju. Wszystko jest świetnie, cudownie, siema ziomek. Ładny to ty nie jesteś, ale...

NO KURWA! NIE MACHAJ MI TĄ MACZETĄ PRZED TWARZĄ, ZIOM, O CO CI CHODZI, NIE PODOBAJĄ CI SIE MOJE BAJERANCKIE OKULARY?!

Jaaa nieeee wiem, dopiero co włączyłem ten filmik, a ten ziom z ekranu już coś do mnie ma. Nie. Włączamy co innego. 

Wybór padł na wizualizację 3d lotu przez jakieś naturalne środowiska. Oglądałem to przez jakieś 5 minut, a następnie wręczyłem okulary Suchemu.

 

01:00

LSA w moim organiźmie zdążyło już rozchulać się na tyle, że jedyne co było obecne we mnie, to euforia, miłość i ekstaza, przemożna chęć położenia się na czymkolwiek i przytulenia się do czegokolwiek. Moją głowę wypełniały wspomnienia mojej dziewczyny oraz fraktalne neonowe wizje. Dopiero po parunastu minutach zdałem sobie sprawę, że leżę na panelach. Ale co z tego, dąb to przecież pluszowe drewno! Jak mięciutko... Jeszcze tylko coś pod głowę... O! Podusia. Cudownie, jestem ustawiony już na całe życie. Mam panele, mam poduszkę, mam dyskotekowe światełka i chillstep, który zamiast z głośników, płynął zewsząd. Miałem wrażenie jakby ta muzyka wpływała we mnie, wypełniała mnie i docierała do mojego serca. Zmieniała mnie, wprowadzała w stan swoistego transu. Teraz miałem już pełną świadomość tego, że leżę na podłodze, wydaję z siebie dziwne dźwięki, wykręcam kończynami i - w momentach wspomnienia o swojej drugiej połówce - w aktach desperackiego potrzebowania przytulenia czegoś tulę się do poduszki, a na dodatek śmieję się z tego wszystkiego razem z Suchym. Ah, właśnie, nie mówiłem jeszcze nic o swoim współtripowiczu. Gdy oddałem mu okulary 3d, sam został pochłonięty przez świat natury z telewizora, ale po 10 minutach również stwierdził, że zachowywanie się jak ćpun w ekstazie, leżenie na panelach i śmianie się razem ze mną jest lepsiejsze. 

 

01:30

Poziom miłości i euforii w mej głowie dalej utrzymuje się na tym samym poziomie, ale żeby odciągnąć od siebie myśli o braku u mego boku ukochanej osoby postanawiam na chwilę wyrwać się z tego stanu, wstać i zaproponować wspólnego papieroska. Wyciągamy je z paczki i wychodzimy na mój ogródek. Winorośle wydają się pięknymi, tropikalnymi pnączami, krzewy - palmami, zaś ławka i stolik - tarasem w luksusowym hotelu na hawajach. Siadamy na krzesłach i palimy. Mimo tego, że jesteśmy w samych T-shirtach nie jest nam zimno, w końcu Hawajskie noce są cieplutkie!
Kiedy dopaliliśmy papierosa szybko zamknęliśmy okiennice (z racji remontu nie było zamontowanych rolet, a czymś okna trzeba było zasłonić) i... wróciliśmy do leżenia na podłodze. Tyle, że tym razem mój stan trochę się zmienił, bo i wspomnienia się zmieniły. Na te bardziej pikantne. No to i moja faza stała się bardziej pikantna... Oh! Jakże brakowało mi bliskości drugiej osoby. Tej jedynej, której chcę poświęcić swe życie. Myślenie o tym, analizowanie tego, jeszcze bardziej utwierdzało mnie w tym przekonaniu. Jeszcze bardziej chciałem JEJ w tym momencie powiedzieć co czuję, mimo, że mówię to codziennie. Nie umiałem wytrzymać, więc - zacząłem o tym gadać z Suchym. Jak się okazało, biedak musiał słuchać moich miłosnych rozkmin przez połowę nocy, jednak najwyraźniej mu to nie przeszkadzało, bo doskonale mi w nich wtórował, jeszcze bardziej dopełniając mojego motylowego ciepełka w sercu, które mówiło, że gdy tylko bania się skończy wsiądę rano w auto i pojadę do niej. Ale nie byle jak! Muszę kupić jej kwiatki. Muszę ją wyprzytulać. Wiem, że robię to od dwóch miesięcy prawie codziennie, ale w tamtym momencie, mimo, że od "rozłąki" z nią minęło może z 5 czy 6 godzin, brakowało mi jej bardziej niż zwykle. Na gadaniu, śmianiu się i tarzaniu po podłodze minęło nam kolejne 30 minut. 

 

2:00

W końcu temat się urwał, Suchy przeniósł się na kanapę, ja postanowiłem dalej korzystać z dobrodziejstw moich "pluszowych" paneli i poduszki. Z pikantno-afrodyzjakalnej fazy zostało już niewiele, pojawiły się neonowe wizje, a mi... zachciało się gryźć. Lizać i gryźć. Nie wiem czemu, ale gryzienie poduszki, podgryzanie i szarpanie sprawiało mi niesamowitą radość, tak samo jak lizanie nogi od stołu. Czemu? Nie wiem. Zapewne mój mózg pozostawał jeszcze częściowo w trybie "pikantności", a ciało już na tyle zprymitywniało, że zaczęło robić to co wodze wyobraźni mu zagrały.  Suchy co chwila śmiał się z tego co ja robię i charakterystycznie dla siebie kręcił się po łóżku wydając dziwne dźwięki. Po którymś z kolei napomnieniu ,,Ś. czemu gryziesz poduszke?" postanowiłem wstać i znowu zapalić papierosa. Tyle, że tym razem nie chciało mi się już wychodzić na dwór, wziąłem więc popielniczkę, otworzyłem okno i zacząłem palić. Suchy dosiadł się do mnie i razem w ciszy spaliliśmy papierosa. 

 

2:50

Pluszowa euforio-miłość zaczęła powoli maleć, zaś ja rano musiałem być sprawny, postanowiłem więc strzelić z Suchym po kielonku pysznej, słodkiej, malinowej nalewki, zarzucić po 4mg Flubromazepamu, zapalić papierosa i udać się do snu. 

 

Więcej już raczej nie napiszę, od 3 do 4 w nocy jeszcze kręciłem się po swoim piętrowym łóżku nieumiejąc zasnąć i dalej podziwiając neonowe wizuale i tęskniąc za ukochaną, w końcu udało mi się zasnąć, zaś koło 11 czy 12 obudziłem się już zupełnie trzeźwy, czysty i wesoły z powodu odbytego tripa oraz tego - że zaraz uzupełnię największy brak minionej nocy - czyli udam się do swej Kobiety. 

 

Na koniec powiem tylko to co mówię zwykle, uważajcie ludzie z ćpaniem, kochajcie się, kochajcie świat, czyli nie bądźcie tacy jak ja i róbcie wszystko z głową. Świat od ostatnich paru miesięcy jest dla mnie najpiękniejszym możliwym miejscem mimo tego, że jest szarobury, a ludzie skurwiali. Opisany tutaj trip nie zmienił wprawdzie mojego postrzegania tego świata, ale wzmocnił moje odczucia co do niego, rozlał troszkę z miłości - do tej pory ukierunkowanej tylko w jedną stronę - w parę innych miejsc, takich jak postrzeganie natury, optymistyczne patrzenie w przyszłość itp. itd.

Teraz jeszcze bardziej z uniesioną do góry głową idę w przyszłość, na studia, wierząc, że moje życie się poukłada tak jak tego chcę, że spełnię marzenia i całe swoje życie spędzę korzystając z otaczających mnie dóbr. Z pewnością mogę powiedzieć, że ten Trip był najlepszym w moim życiu, zaś Wam, drodzy Neurogroovicze, życzę samych równie udanych Tripów!

TRANSMISSION OVER. 

 

Substancja wiodąca: 
Rodzaj przeżycia: 
Wiek: 
19 lat
Set and setting: 
Wolny dom na dłuższy okres, pozytywne nastawienie, ciekawość nowej, naturalnej substancji, zrelaksowanie i pełna gotowość na mocne doświadczenia.
Ocena: 
Doświadczenie: 
Kannabinoidy: Marihuana (dość często) BB-22 AB-FUBINACA 5F-AKB-48 AKB-48 Psychodeliki: MXE 2C-P 5-MeO-MiPT Grzyby Psylocybinowe [4-PO-DMT] 5-MeO-DMT Dextrometorfan 5-MeO-MALT Alliloeskalina 25C-NBOMe 25I-NBOMe 4-HO-MET Powój Hawajski [LSA] Stymulanty: Kofeina (codziennie) a-PVP 3-MMC Etylofenidat ETH-CAT 4-MMC 2-FMA Dibutylon PV8 Amfetamina 3-FA Empatogeny: 5-MAPB 6-MAPB Depresanty i podobne: GBL Tramadol Kodeina Tianeptyna (Coaxil) Zioła inne: Calea Zacatechichi Kratom Kra-Thum-Khok Maconha Brava Serdecznik Syberyjski Combretum Quadrangulare Kanna (Sceletium Turtuosum)
apteka: 
Dawkowanie: 
8 nasion Powoju Hawajskiego z ,,Seeds of the Gods" przywiezionego z Holandii Kieliszek 50ml malinowej nalewki mamusi 4mg Flubromazepamu do snu

Odpowiedzi

Przyjemnie sie czytało wlasnie czekam na nasionka z holandii mam nadzieje że mój trip bedzie równie pozytywny 

Życie jak we śnie...

Zawartość serwisu NeuroGroove jest dostępna na licencji CC BY-SA 4.0. Więcej informacji: Hyperreal:Prawa_autorskie
© hyperreal.info 1996-2024
design: Metta Media